Wielokrotnie przyznawałam się, że jeżeli chodzi o klasykę literatury dla dzieci, to u mnie jest to kulejąca sprawa. Jako dziecko miałam gust wielce eklektyczny i pewien etap edukacji czytelniczej przeskoczyłam, może winna była biblioteka lokalna, może to, że w domu bardziej kusiły mnie kultowe woluminy na półkach? Skutek jest taki, że dopiero jako starawe Pruchno dopiero sięgnęłam po Dziadka do orzechów, mało tego, ja ten utwór bardziej kojarzyłam z baletem. Więc to już jest dopiero niezły numer. Dlatego tak ucieszyłam się, że Wydawnictwo Mg wydaje tę książkę i to w iście świątecznej szacie graficznej. Z każdym rokiem, z coraz większą atencją sięgam po stare wydania, ze starymi ilustracjami, jakby cały ten modernistyczny, abstrakcyjny szmajs był dla moich zmysłów zbyt chaotyczny.
Do lektury tej książki zasiadłam w mikołajki, chociaż książka jest typowo gwiazdkowa. Oto trafiamy do mieszczańskiego, zamożnego domu, gdzie dwójka dzieci z niecierpliwością oczekuje podarków. Rodzice stają na wysokości zadania, ale dzieci i tak niecierpliwie wyczekują niespodzianki od ojca chrzestnego, zmyślnego zegarmistrza i wynalazcy. I faktycznie prezent który on przygotował ? olśniewa, jednak jak to dzieci, prędko się nudzą, a dziewczynka najbardziej zwraca uwagę na szpetnego, podobnego do rzeczonego chrzestnego Dziadka do orzechów. Dla niej to początek przygody, niebezpiecznej, baśniowej. Będzie krew, intrygi, walka, wielkie emocje, wszystko co dzieci kochają najbardziej, a wszystko to w świątecznym klimacie.
Czasami, przy takich okazjach zastanawiam się, jak przyjęłabym tę książkę jako dziecko, czy byłaby dla mnie synonimem świąt, jak chociażby Noelka czy może uznałabym, że jest zbyt abstrakcyjna, zbyt straszna z tymi myszami, czy może byłaby inspiracją do dziecięcych zabaw(oj to byłoby groźne). Teraz jako dorosły człowiek czytam to na zimno, przygotowuję się do świąt, palą się świąteczne świeczki, a ja czytam o królestwie Myszy i uciekam w świat baśni, nie takich disnejowskich bajek, kolorowych i zabawnych, ale takich prawdziwych baśni z dawnych czasów, z morałem, z ilustracjami, nie tak kolorowymi, ale mającymi w sobie magię mojego dzieciństwa.
Moim zdaniem, dziś za często sięgamy po nowości, za rzadko przypominamy sobie o książkach klasycznych, które kształtowały pokolenia, które miały swój wpływ na kulturę, a dziś jawią się jak wymarłe gatunki. Polecam Wam czytanie klasyki? Z całego serca polecam, chociażby po to, żeby znać, żeby wyrobić sobie zdanie!
Katarzyna Mastalerczyk