Nie wiem od czego zależy, jak długo książka nabiera mocy urzędowej. Dziewczyna z nagietkowym szalem miała pecha, leżała u mnie od okresu około premierowego do teraz. Owszem, zainteresował mnie opis, ale nie miałam motywacji by czytać po prostu. Aż w końcu przyszedł czas na rozliczanie roku i musiałam ją wytargać ze stosu, pomogło również to, że na miejscu, gdzie stały hałdy książek stanęła choinka, szykujcie się więc na wiele tekstów o zapomnianych książkach. Tak zaczęłam czytać, a niedziela, po sobotnim wieczorze, nigdy nie jest lekka, to i lektura się nie kleiła. Jednak strona po stronie, przepadałam, to jest dokładnie powieść, za jaką przepadam, dwie historie, przepaść czasowa i detal, który je łączy. Nie ma spisku, mrocznego sekretu, jest życie, miłość i stracone szanse, dużo smutku i nadzieja, że kiedyś wzejdzie słońce.
Powieść jest historią dwóch kobiet. Współcześnie Taryn Michaels jest wdową, straciła męża w zamachu na wieże WTC, sama miała tam być, spotkać się z nim, by powiedzieć mu, że spodziewa się dziecka, w końcu, zatrzymała ją klientka, dlatego Taryn obwinia się bo, gdyby nie ona, jej mąż byłby w biurze, na 34 piętrze, a nie na setnym, w restauracji. Może by przeżył. Kobieta wycofała się z życia i żyje w takim pół śnie, wychowuje córkę, ale dopiero pewne zdjęcie, trafem odnalezione, sprawia, że pewne rzeczy mogą się odmienić. Podobnie, sto lat wcześniej postąpiła Clara Wood, ona przeżyła pożar, w którym zginął mężczyzna, który, według niej, był jej przeznaczony. Miał jej pokazać halę produkcyjną, więc czekał w miejscu, gdzie wybuchł pożar. Na jej oczach mężczyzna wyskoczył z okna. Dziewczyna ucieka na odciętą od Nowego Jorku wyspę Ellis, gdzie przybywają statki z imigrantami i oddaje się całkowicie pracy. Od czasu przybycia na wyspę, boi się wrócić na ląd. Na wyspę przybija pewnego dnia statek, na pokładzie którego szalała szkarlatyna i Clara poznaje mężczyznę, który w wyniku tej choroby stracił żonę, odnajduje w nim to samo cierpienie, które ją dręczy. Clara odkrywa list zmarłej żony do mężczyzny, który może zaważyć na jego życiu, staje przed trudnym dylematem, ale przede wszystkim, staje przed szansą, by zacząć żyć.
Och! Powiem Wam, że trudno opisywać książki, które tak bardzo się podobają, bo po prostu książkę pokochałam za klimat. Najbardziej spodobała mi się część z Ellis, bo i jej jest najwięcej, bo podoba mi się postać Clary, chociaż wiem, że ona może irytować, ale z drugiej strony, dziewczę traci swoje nadzieje, swoje zamki na lodzie – znowu. Trauma spowodowana widokiem, takiej katastrofy, sprawia, że ucieka i chowa się, nie tylko na wyspie, ale i we własnej skorupie. Ładnie jest to wszystko opisane, bardzo subtelnie i klimatycznie i mnie się to po prostu, rewelacyjnie czytało.
Nie ma tu erotyki, jest po prostu tęsknota i kojąca nadzieja, że chociaż, nam samym wydaje się, że wszystko się skończyło, że sami umarliśmy dla świata, może zaświtać dla nas nadzieja. Lubię takie książki, zostawiają mnie z takim ciepełkiem w środku!
Katarzyna Mastalerczyk