Niektórzy autorzy mają to do siebie, że wraca się do nich tak często, jak tylko jest to możliwe. Jest to związane nie tylko z powszechnym uwielbieniem dla danego pisarza, ale także z tym, że ich powieści są po prostu niesamowitymi poprawiaczami nastroju, bądź stają się częścią życia czytelników (czytanie ich, co najmniej raz w roku to tradycja).
Dla mnie osobiście, receptą na parszywy humor są powieści Alka Rogozińskiego, który jak nikt potrafi sprawić, że nawet najbardziej ponury dzień może stać się naprawdę znośny. I tak, jak kiedyś popularne było hasło \”na kłopoty Bednarski\”, tak teraz można je śmiało zastąpić zdaniem \”na chandrę Rogoziński\”.
Róża Krull rozpoczyna nowy etap w swoim życiu. I nie, nie dotyczy on ani zmiany stanu cywilnego, ani tym bardziej ukończenia kolejnej książki, (z czym cały czas ma duży problem), a zakupu nowego mieszkania, które zdaje się być spełnieniem marzeń. Oprócz tego kobieta cały \”poluje\” na osobnika, który mógłby być jej potencjalnym mężem i w związku z tym zaczyna obsesyjnie podglądać pewnego mężczyznę pracującego w wieżowcu nieopodal jej mieszkania. Gdyby nie to, pewnie nie wpakowałaby się w kolejną kabałę, której początek daje samobójstwo obiektu zainteresowania panny Krull. W co tym razem wpakuje się pisarka i czy wyjdzie z tego cało? A najważniejsze, co ma wspólnego z całą sprawą najgorętsze ciacho w Polsce, Rafał Maślak?
Lustereczko, powiedz przecie to powieść lekka, łatwa i przyjemna, a przede wszystkim niezwykle sensowna = jak wszystkie Alkowe twory. Pewne jest to, że czytelnik nie zmęczy się przy czytaniu, i mimo że bohaterów jest naprawdę dużo, to naprawdę łatwo się w tym połapać (tym bardziej, że na początku książki jest krótki biogram każdej z nich). Oprócz spotkania ze starymi przyjaciółmi, jak Pepe, Betty czy komisarzem Darskim mającym lico Matta Bomera (ach, och, ech) oraz niezawodną Klaudią Hutniak (która może przyjacielem nie jest, ale trudno wyobrazić sobie przedstawianą historię bez jej skromnego udziału), poznajemy kilka(naście) nowych osobistości, które bardzo dobrze wpasowują się w tło powieści. Tak, tak, Rafał Maślak, jako \”polski Watson\” znakomicie się prezentował (ku uciesze rzeszy swoich fanek).
Co do samej głównej bohaterki, Róża nie straciła nic ze swojego uroku i w dalszym ciągu przyciąga kłopoty jak magnes. Oczywiście, jak przystało na kobietę wolną, niezależną i nieco szaloną robi wszystko, co chce, a także jak chce, przyprawiając o migotanie przedsionków, nie tylko swoich przyjaciół, ale również niezawodną acz zdewociałą panią Cecylię (no cóż, każdy ma jakieś wady, prawda?). I chociaż w dalszym ciągu nie mogę przetrawić tego, co stało się z Joanną Schmidt, to powoli zaczynam się do Róży przekonywać.
Podobać się może również to, że akcja książki zahacza w głównej mierze o wybory Mistera Polonii (nie mylić z Misterem Polski). Wiadomo przecież nie od dziś, że takie imprezy łączą się z wielkimi pieniędzmi, a gdzie są pieniądze tam może zdarzyć się dosłownie wszystko. Uwielbiam Alka właśnie i za tę plastyczną wyobraźnię, i za humor, którego można uświadczyć na kartach tej książki (jadąc w pociągu nawet nie starałam się dusić śmiechu, bo na niewiele by się to zdało).
Mam nadzieję, że lektura Lusterczeka, sprawi odbiorcom taką przyjemność, jaką sprawiła mnie i życzę, by kolejna część była jeszcze lepsza (p.s. może w końcu czas pożenić, Betty i Darskiego, bo ten ich stan narzeczeński trwa zdecydowanie za długo?).
Monika Mikłaszewska