Gdy dochodzi do morderstwa, a w zanadrzu masz tylko morze tajemnic i niedopowiedzeń, na horyzoncie nie widać szans na rozwikłanie sprawy. Środowisko, w którym do zbrodni doszło oraz podejrzani nie ułatwiają poszukiwań mordercy.
Państwo polskie jest przeciwieństwem Robin Hooda; grabi biednych, oszczędzając bogatych.
Mark Biegler wraz z komisarzem Biedą muszą zająć się sprawą morderstwa prowincjała Edwarda Nasiadki, przełożonego Zgromadzenia Księży Katechetów. Sprawa nie jest wcale tak prosta, jak mogłoby się wydawać, gdyż z pozoru szanowany proboszcz prowadził podwójne życie, a ludzi pragnących jego śmierci było sporo. Są i tacy, którzy za wszelką cenę nie ułatwią prowadzenia śledztwa. Czy w morzu domysłów i fałszywych tropów, przy których każdy wydaje się podejrzanym Biegler i Bieda odkryją, kto stoi za morderstwem? Jakie rolę odgrywają dyrektorzy szkoły i zgromadzenia, księgowa czy facet od ciemnych interesów? Jest jeszcze sprawa sprzed lat, która wydaje się powiązana ze śmiercią Nasiadki.
Danka Braun ma bardzo płynne i lekkie pióro. Potrafi zaciekawić czytelnika i niespiesznie przedstawiać mu historię, która oplata go niczym bluszcz i nie wypuszcza do samego końca. Nie ważne czy to romans, czy kryminał, jej styl oczarowuje i pozwala na kilka godzin relaksu. Czy tak było i tym razem?
Ktoś powiedział: prawdziwe kobiety nie są idealne, idealne kobiety nie są prawdziwe.
Faktycznie z początku akcja jak dla mnie toczyła się troszkę zbyt wolno, jednak ze strony na stronę fabuła zapisana na kartach powieści coraz bardziej wciągała, a akcja z lekko monotonnej zaczęła przyspieszać i nie wiedząc, kiedy i jak nagle byłam już w środku intrygi, która jest niezwykle realna.
Autorka bowiem podjęła się tematu, który jest coraz mocniej nagłaśniany, a dotychczas hermetyczne mury kościoła zaczynają odkrywać swoje tajemnice, które często kryją się za całą masą nieczystości.
To właśnie podwójne życie księdza, który jawi się jako osoba godna zaufania i posiadająca wszelkie cnoty tworzy pion akcji. Jego śmierć okazuje się niewygodnym elementem poważniejszej całości i zmusza różnych ludzi do działań, które ubarwiają całą historię. Dzięki temu autorka kluczy, mami i zostawia dla nas równie fałszywe ślady co przewijający się przez powieść bohaterowie. Jeśli skupimy się na bohaterach, zauważymy, jak ogromny jest przekrój ich charakterów i ile pracy włożono w to, by każdy z nich nie był prostym celem, kimś, kogo można bez przeszkód rozszyfrować już po kilku minutach.
Wydaje mi się, że człowiek dostaje dobroć i zło w swoim zapisie genetycznym.
To ciekawa powieść, która wciągnie do reszty zarówno miłośników pióra autorki, jak i tych, którzy zaczytują się w kryminałach i uwielbiają stopniowanie akcji wydarzeń. Miłe popołudnie gwarantowane, a kto wie może i zaskoczenie co do prawdziwej tożsamości mordercy. Polecam na letnie popołudnia oraz na te nadchodzące jesienne wieczory, gdyż mury Kleru skrywają mnóstwo zagadek, które należy rozwiązać.
Marta Daft