Lucy nie była zła. I miała tylko jedno marzenie: zostać matką. Jednak kolejne próby nie przynosiły ciąży, jej małżeństwo się rozpadło, a jako samotna matka miała niewielkie szanse na adoptowanie dziecka.
Chociaż była zdesperowana, nigdy tego nie planowała.
Ale pewnego dnia zabrała dziecko pozostawione w sklepowym wózku. I na zawsze zmieniła życie wielu osób.
W tej powieści od początku było wiadomo, jak się skończy. Narracja była prowadzona w formie wspomnień i dawała do zrozumienia, że już po wszystkim. Lucy, prawdziwa matka dziewczynki – Marilyn, ale też sama, już dorosła Mia i kilka osób, które w jakiś sposób uczestniczyły w tej historii porwania i poszukiwań, opowiadały o wydarzeniach ze swojej perspektywy, komentując i oceniając. Łatwo było zrozumieć obsesyjne pragnienie posiadania dziecka przez Lucy, ale już nie to, co zrobiła. Łatwo było odczuć rozpacz Marilyn i to, jak strata zmieniła jej życie. Jedna z nich była szczęśliwa kosztem drugiej. Druga chciałaby być szczęśliwa kosztem pierwszej. Która z nich była bardziej matką Mii, ta która ją urodziła, czy ta, która ją wychowała?
Powieści z cyklu \”Kobiety to czytają\” zawsze poruszają trudne moralnie tematy, stawiając przed czytelnikiem wiele pytań. Jak już wspominałam – Lucy nie była zła. Nie kradła, nie zabijała. Ale popełniła zły uczynek. Czy to definiowało ją już na całe życie? Czy mogła to jeszcze w jakikolwiek sposób naprawić, nie oddając dziecka, o którym nie potrafiła już myśleć inaczej, niż o własnej córce? Zapewniła Mii życie na poziomie, ciężko pracowała, by dziewczynka miała to, czego pragnęła. I czekała, by kiedyś zdradzić córce tajemnicę.
Mam wrażenie, że ta historia mogła się wydarzyć tylko w USA, gdzie przepisy są bardziej liberalne i istnieje instytucja adopcji prywatnej, teraz z pewnością regulowana mocniej, niż w latach 90. Jak inaczej samotna Lucy mogłaby wytłumaczyć nagłą obecność czteromiesięcznego dziecka w swoim życiu? Z jednej strony to niesamowite, jak pragnienie posiadania dziecka zaślepiło Lucy na wszystkie aspekty i konsekwencje tego, co zrobiła, jak rozwinęło jej kreatywność, pozwalając oszukać urzędy, znajomych i bliskich. Jak łatwo znalazła dla siebie usprawiedliwienie.
\”Jesteś moja\” to opowieść o różnych wymiarach miłości do dziecka. W przypadku Lucy najpierw przybrała formę silnego pragnienia posiadania dziecka, dopiero później stała się jej Mią. U Marilyn zaczęła się od uczucia do małej córeczki, skończyła na wspomnieniach i nieustającej tęsknocie. Same wydarzenia pozwalają jednoznacznie potwierdzić winę Lucy. Jednak jej relacja zmienia wymiar tej powieści, wywołuje współczucie dla obu kobiet. Ale nie można było zapomnieć, że w tej sytuacji największą poszkodowaną była Mia, nagle pozbawiona własnej tożsamości, potraktowana, jak przekazywane z rąk do rąk trofeum – nagrodę za bycie dobrą matką. \”Jesteś moja\” nie pozwala na obojętność, z pewnością poruszy serca matek i spodoba się wszystkim wielbicielkom emocjonującej literatury kobiecej.
Jagoda Miśkiewicz-Kura