Niedawne wydarzenia w Himalajach sprawiły, że literatura górska znów jest modna, ciężko było przegapić górskie tytuły na FB, czy na instagramie, każdy czytał, bądź zastanawiał się czy warto i czy za sprawą tej książki zrozumie fenomen tego, no właśnie, stylu życia, hobby, sportu? Nadal nie jestem fanką gór, moje pierwsze kolonie w Zakopanem skutecznie ostudziły moje zapędy do zdobywania gór, chociaż czasami, gdy patrzę na ośnieżone szczyty Himalajów, myślę sobie jak to byłoby wchodzić, walczyć o każdy oddech i walczyć z grawitacją, z własną słabością, żeby być bliżej nieba i patrzeć na wszystko z góry. Tym razem miałam przyjrzeć się bliżej pionierowi i wielkiemu miłośnikowi wspinaczki w stylu alpejskim, Wojciech Kurtyka jest legendą himalaizmu, a moja wiedza o nim była znikoma.
Wojciech Kurtyka urodził się dwa lata po zakończeniu wojny, jego rodzice rzuceni zostali w skutek zawieruchy wojennej na Ziemie Odzyskane, później okaże się, że okolice Wrocławia obrodziły w wybitne osobowości świata wspinaczki. Ojciec Wojtka pisywał pod pseudonimem, nie gwarantowało to dostatniego życia, ale jakoś to było. Ojca i syna więcej dzieli niż łączy, chociaż może i są podobni to te podobieństwa, jak te same bieguny – odpychają się, dopiero po sukcesach Wojtka, ojciec go doceni. Kurtyka idzie na politechnikę i studiuje dobrze rokujący kierunek i przypadkiem styka się ze wspinaczką, to jak miłość od pierwszego wejrzenia, miłość bez respektowania zasad, pełna brawury, wymykająca się schematom. Miłość, która odmieni jego życie, bezpowrotnie na nim zaważy. Matecznikiem polskich himalaistów były Tatry, tam, najchętniej w warunkach zimowych zdobywali formę i przygotowywali się na ekstremalne warunki w Himalajach. Na kartach tej książki spotkamy Kukuczkę, Walickiego, Hajzera, Rutkiewicz, ale to Kurtyka jest bohaterem pierwszoplanowym, skromnym i szalonym w swej brawurze, pomysłowym i wytrwałym. Naprawdę fascynująca lektura nie tylko dla Gorskich fanatyków.
Nie będę Was okłamywała, nie stałam się fanką himalaizmu, nie mam plecaka spakowanego, nie wybiegam z domu by zdobywać jakiś szczyt, ale czytając tę książkę czułam wolność, czułam przestrzeń, czułam pasję. Czułam klimat. Większa część tej opowieści to czasu PRLu i tej specyficznej turystyki przemytniczej, dodaje to książce humoru, barwy. Jednak to przede wszystkim książka o zdobywaniu gór, o miłości do stylu alpejskiego, pędu do odkrywania nowych dróg. Poznajemy Wojciecha Kurtykę jako himalaistę o jego rodzinie, życiu prywatnym nie ma wiele, dom rodzinny, właściwie to tylko konflikt z ojcem, trochę o żonach, nieco o dzieciach, niewiele, tak jakby jego rodziną byli koledzy od wspinania, a domem biwak na wysokości kilku tysięcy metrów. Góry to wolność, góry to metafizyka.
Świetnie mi się tę książkę czytało, pozwala zobaczyć zdobywanie gór od podszewki, ale wymaga od czytelnika jednak pewnej wiedzy, bądź cierpliwości w jej zdobywaniu, jeżeli z tematyką wspinaczek ktoś nie jest obeznany. Warto jednak się dokształcić, bo czuć sympatię autorki do Kurtyki, nie da się go nie lubić, wegetarianin, pasjonat. Warto poznać Go bliżej, chociaż książkowo!
Katarzyna Mastalerczyk