Niezmiernie trudno jest mi dziś opowiedzieć Wam o książce Ashley Rhodes -Courter \”Dwa zwykłe słowa\”, nie tylko dlatego, że jest to bardzo bolesna i wstrząsająca historia, ale również dlatego, że jako psychologowi dziecięcemu jest mi niezmiernie wstyd za cały system pieczy zastępczej pod opieką, której pozostają dzieci z różnych przyczyn odebrane biologicznym rodzicom. Książka, którą autorka oddała w ręce czytelników, jest pamiętnikiem, który jeśli zdecydujemy się otworzyć stanie się swego rodzaju wrotami do piekła, przez jakie musiała przejść autorka już, jako bezbronne dziecko.
Dzień, w którym Ashley została brutalnie zabrana z domu rodzinnego z ramion matki Lorraine, wydawał się jej najgorszym dniem w jej dotychczasowym życiu. Jednak, jak o czym się wkrótce boleśnie przekonała, wspomnienia tamtego dnia szybko się zacierają, gdyż ustępują miejsca zdarzeniom, które są paradoksalnie o wiele gorsze, niż rozstanie z rodzicem. Pomyślicie sobie, cóż może być gorszego od tak traumatycznego przeżycia? Otóż niewybaczalne dla mnie jest, kiedy dziecko oddane pod opiekę ludzi, którzy mają zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa, traktują je jak przedmiot, który można oddać, kiedy nie spełnia naszych oczekiwań i podrzucić komuś innemu. Ashley dziesięć lat swojego życia spędziła w czternastu rodzinach zastępczych, nieustannie zmieniając nie tylko rodziny, ale również szkoły, a jeszcze częściej pracowników społecznych pełniących funkcję jej opiekunów z ramienia systemu opieki społecznej. W momencie rozstania z matką nikt tak naprawdę nie wytłumaczył dziewczynce, dlaczego tak się stało.
Na jednym ze spotkań z Lorraine dziewczynka słyszy od matki słowa:
\”Słoneczko, jesteś moim dzieckiem, a ja jestem Twoją matką.
Musisz szanować osobę, która się tobą zajmuje, ale pamiętaj, że to nie jest twoja mama\”.
Te słowa stają się dla naszej bohaterki częścią życia, co jest w pełni zrozumiałe, gdyż każde dziecko potrzebuje matczynej miłości, ciepła i uwagi. Oczywistym wydaje się również, że osoby decydujące się podjęcia roli rodzica zastępczego powinny zdawać sobie sprawę, że wszystkie dzieci trafiające pod ich opiekę niezależnie od tego, z jakich przyczyn i z jakimi problemami się u nich znajdą będą potrzebowały właśnie od rodzica zastępczego, wszystkiego tego, czego nie mogą dostać od biologicznych rodziców. Niestety, czego dowiadujemy się z opowieści autorki, tak przyjaźnie i kolorowo wygląda to, tylko w teorii, bowiem, to, czego od rodziców zastępczych doświadczyła ona sama to przemoc, upokorzenie, kary. Brak mi słów, by opisać to, co czułam, czytając każde słowo przepełnione bólem i cierpieniem.
Kolejnym aspektem, który mnie osobiście bardzo oburza i który nigdy nie powinien mieć miejsca, jest pozostanie głuchym na to, co mówią wychowankowie rodzin zastępczych. Często bowiem, co również podkreśla sama autorka, nie bierze się pod uwagę słów dzieci, które sygnalizują swojemu opiekunowi z urzędu, że w domu, w którym przebywają dzieje się im krzywda. Z uwagi na to, że są to \”tylko\” małe dzieci, bagatelizuje się ich słowa.
Jestem pełna podziwu dla odwagi i determinacji Ashley. Wszystko, przez co przeszła załamałoby nie jednego dorosłego. To, co jest przykre to fakt, że dziewczynka przestała ufać ludziom, a tym samym przestała wierzyć w to, że na świecie są jeszcze ludzie, którzy mogą ją pokochać i nie porzucą za jakiś czas, jak niechcianą rzecz. Czy rzeczywiście tak się stało? Czy może już zawsze, jej życie będzie ciągłą szkołą przetrwania? Jak dziś wygląda jej życie? Na każde z tych pytań znajdziecie, odpowiedz, sięgając po \”Dwa zwykłe słowa\”.
Zapewne wielu z Was uzna, że jest to książka, której nie dalibyście rady przeczytać, bo zbyt mocno byście ją przeżyli, jednak pamiętajcie, że to, co my czytelnicy dziś czujemy podczas lektury tej książki, jest niczym w porównaniu do tego, co przeżywają te bezbronne dzieci. Pamiętajmy, że ta książka została napisana po coś. Jest to, apel wołający o pomoc dla milionów dzieci. Ta historia ma nam otworzyć oczy na krzywdę milionów dzieci przeżywaną w milczeniu. Nie myślcie sobie, że jest coś, co,nas nie dotyczy, bo przecież wydarzenia opisane w książce miały miejsce w amerykańskim systemie społecznym, więc cóż my możemy zrobić? Nic bardziej mylnego, bowiem, czy chociażby w mediach nie słyszymy informacji o krzywdzeniu dzieci przebywających w rodzinach zastępczych?
Nie pozwólmy na to, by winni pozostali bezkarni.
Agnieszka Kaniuk