Wanda Kronenberg to postać intrygująca, a jej życiorys to świetny materiał na film wojenny czy sensacyjny. Nic dziwnego, że Michał Wójcik po odnalezieniu zaledwie kilku słów, kilku wzmianek o niej, zapada się w dziennikarskie śledztwo, którego owocem jest książka – \”Baronówna\”. Jak bardzo autor jest zaabsorbowany piękną kobietą-szpiegiem świadczą zarówno jego uporczywe poszukiwania, jak i osobiste wyznania o zanudzaniu znajomych aktualnym stanem własnego dochodzenia w jej sprawie. To zainteresowanie się udziela, osobiste wzmianki jednak – choć nie pozbawione uroku w innych okolicznościach – odrywają od historii, początkowo wręcz drażnią. Później, w miarę czytania, wchodzimy również w opowieść autora, staje się przydatna do zrozumienia tropów i niektórych wniosków.
Podczas lektury odkrywamy postać niejednoznaczną, autor sam przyznaje się do skrajnie różnych opinii na jej temat w zależności od dokumentów, na które w danym momencie trafił. Nie jest w stanie z całą pewnością stwierdzić na ilu frontach działała Wanda, wobec kogo była lojalniejsza. Dochodzi do wniosku, że właściwie grały tu nuty czysto egoistyczne – ale i te wnioski zmieniają się w czasie, by wracać i znów się zmieniać. Autor nie tylko przytacza dokumenty – wczytuje się w nie, szuka kontekstu. Na podstawie dokładności bądź powierzchowności raportów Wandy, oczywistości ewentualnych kłamstw, manipulacji i przemilczeń wysnuwa wnioski o jej intencjach wobec adresatów – AK, Gestapo, Abwehry. Interpretuje fakty z życia osobistego baronówny, jej decyzje, o których nieliczne wzmianki odnajduje w różnych relacjach i dokumentach. Zbiera te epizody razem, zestawia w świetle jej przedwojennych, dziecinnych doświadczeń i rysu charakteru nakreślonego przez jej znajomych i współpracowników we wspomnieniach. Trudno powiedzieć, czy czyni to trafnie, materiał jest niejednoznaczny – sama Kronenberg jest postacią zawiłą a materiał dowodowy przedstawia ją w różnym świetle, zależnie od źródła. Bardzo spodobał mi się pomysł zamieszczenia na końcu książki tekstu kilku dokumentów ? między innymi protokołów ze śledztwa w sprawie Wandy.
Z poszukiwań Michała Wójcika wyłania się nie tylko portret głównej bohaterki, ale też obraz czasów, w jakich żyła. Widzimy tu na przykład sytuację materialną Żydów porzucających z konieczności swoje sklepy i antykwariaty podczas zamykania w getcie, sposób w jaki niekiedy nowi właściciele sklepów starali się przekazywać im część zysków, a także zasady handlu sztuką w getcie zarezerwowanego dla Niemców. To ciekawy wątek choć ledwie nakreślony. Ale są inne – w gąszczu poszukiwań informacji o Wandzie, Michał Wójcik trafia na tropy powiązanych z nią postaci i poszerza pole widzenia poza niewyraźną i niedostępną postać swojej bohaterki.
W \”Baronównie\” nie przypadły mi do gustu fragmenty, w których autor fabularyzuje powojenne śledztwo porucznika Kaskiewicza w sprawie Kronenberżanki. Nie urzekają i zdają się zbędne – przynajmniej mnie nie przekonały. Innym, poważniejszym zarzutem jaki mam do książki jest pewna bestroska autora – na szczęście nie nagminna – w podawaniu źródeł informacji. Chodzi o rzucane niekiedy informacje – na przykład na temat zachowań pewnych środowisk – które autor uważa za oczywiste i których nie uzasadnia, nie podaje źródeł tych informacje. Nawet jeśli pisze prawdę, brzmią te fragmenty jak osobiste opinie podniesione do rangi faktu – inaczej sprawa miałaby się wówczas, gdyby czytelnik dostał jakiś trop i mógł ocenić wagę źródła. Imponująca litania bibliograficzna na końcu książki nie załatwia w moim odczuciu sprawy. Zwłaszcza, że autor ma sherlockowskie przebłyski geniuszu i kojarzenia faktów, które nam przedstawia z owymi informacjami, których źródeł nie ujawnia. Stąd trudno mi uznać tę książkę za w pełni wiarygodną – przy czym nie zarzucam autorowi kłamstw i manipulacji, a niedopatrzenie które budzi wątpliwości.
Książka jest ciekawa, nawet jeśli o samej bohaterce swojego śledztwa autor nie dowiaduje się wszystkiego co niezbędne do określenia w pełni jej postawy w czasie niemieckiej okupacji – acz dociera do informacji, które mogą być przyczynkiem do zrewidowania oficjalnej jednoznacznie negatywnej opinii o Wandzie Kronenberg. Kreśli też szeroki krąg dookoła, w którym tło staje się równie ciekawe co plan pierwszy. W pewnym chaosie – niekiedy irytującym – odnaleźć można okruchy historii intrygujących. Myślę, że warto przeczytać – choćby dla tych okruchów.
Iwona Ladzińska