Lo Blacklock pracuje jako dziennikarka i choć świetnie spisuje się w swojej roli, to najlepsze, co wynika z tej roboty przypada i tak jej szefowej. Jednak gdy przełożona Lo zachodzi w ciążę, kobieta widzi w tym szansę dla siebie – nie w złośliwym sensie, ma jednak nadzieję na to, że szefowa wybierze ją na swoją zastępczynię. Propozycja wzięcia udziału w luksusowym rejsie celem napisania porządnego artykułu do magazynu na jego temat wydaje być się początkiem na nowej drodze kariery. W końcu Lo nigdy nie miała okazji podróżować w luksusach, choć jej magazyn skupia się właśnie na podobnej tematyce. Ale w końcu nadeszła pora na zmianę, Lo wsiada na pokład statku wycieczkowego Aurora Borealis, ale już pierwsza nos zamienia rejs w koszmar, a nie przygodę życia.
Nigdy wcześniej nie miałam okazji zapoznać się z twórczością Ruth Ware. Choć jedna z jej powieści leży na mojej półce już od kilku miesięcy, to wciąż było mi z nią jakoś nie po drodze. I chyba nadal jest, bo jak widać wybór padł na zupełnie inną historię. Ponurą, mroczną, choć wydawałoby się, że będzie bajecznie i kolorowo – w końcu akcja rozgrywa się na luksusowym statku wycieczkowym. Spokojne morze, piękne słońce, lekka bryza i drinki z palemką…To właśnie takiego klimatu powinno się doświadczać, prawda? Tego też spodziewała się główna bohaterka, jednak już pierwszej nocy stała się świadkiem morderstwa… A przynajmniej tak jej się wydaje. Jednak czy nie były to tylko zwidy spowodowane tym, że niedawno ktoś włamał się do jej mieszkania? Że stanęła oko w oko z włamywaczem, który mógł ją zabić?
Poza Lo nikt inny nie widział, żeby na statku działo się coś niepokojącego. W połączeniu z przeżytą przez nią niedawno traumą nawet czytelnik zaczyna się zastanawiać nad tym, czy to nie były tylko jej urojenia. I już w tym momencie pojawia się jedna z zalet tej pozycji – czujemy niepewność, pobudza się nasza ciekawość, bo chcemy odkryć prawdę. Czy Lo po prostu postradała zmysły, czy jednak faktycznie ktoś dopuścił się brutalnej zbrodni na statku? Z czasem dowiadujemy się coraz więcej i więcej, a autorka stopniowo dawkuje informacje i miesza nam w głowach. Podobał mi się sposób poprowadzenia fabuły, była ona na swój sposób wciągająca, momentami lekko zaskakująca, a zakończenie wyjątkowo przypadło mi do gustu. Na mojej twarzy pojawił się nawet uśmiech – to dobrze, że kara spotkała tych, którzy na to zasłużyli.
Problem pojawia się jednak przy samej Lo. Jest postacią irytującą, której zachowanie chwilami woła o pomstę do nieba. Jest zbyt impulsywna, w ten negatywny sposób, za bardzo skupia się na samej sobie, w pewnych momentach wydaje się, jakoby straciła gdzieś zdrowy rozsądek. Kreacja pozostałych bohaterów utrzymywana jest na średnim poziomie, ale nie najgorszym. Mimo wszystko znacznie bardziej podobało mi się to, jak autorka poradziła sobie z kreacją zaistniałej tutaj intrygi, niż z kreacją bohaterów. A atmosfera? Wydaje mi się, że jest to jedna z takich powieści, w których ona wytwarza się sama. W moim odczuciu pokład statków, niezależnie od tego, czy mamy do czynienia ze statkiem widmo czy z luksusowym rejsem, ma tak charakterystyczny klimat, że nie trzeba go nawet jakoś specjalnie budować. Już samo umiejscowienie akcji działa na wyobraźnię.
Sam styl autorki należy raczej do tych lekkich i przyjemnych, Ware stopniowo dozuje nam informacje, abyśmy mieli możliwość przeprowadzenia własnego śledztwa. Chwilami pozwala nam odetchnąć, a chwilami tak buduje napięcie, że zostajemy zbici z pantałyku. To wszystko jest jednak wytworzone na takim minimalnym poziomie – niby jest w porządku, ale stale mamy wrażenie, że mogłoby być jeszcze lepiej, że gdzieś tutaj mamy lekko niewykorzystany potencjał. Plusem jest jednak to, że tworzy się tutaj logiczna całość, pozbawiona wyraźnie dostrzegalnych błędów. Choć sama historia na pierwszy rzut oka wydaje się być nieco skomplikowana, to jednak w ostatecznym rozrachunku dostrzega się w niej sens.
\”Dziewczyna z kabiny nr 10\” to dobry, poprawnie skonstruowany thriller, który raczej powinien przypaść do gustu fanom gatunku, a także tym, który dopiero zaczynają bliżej zaznajamiać się z tym typem literatury. Plasuje się gdzieś pomiędzy tymi skomplikowanymi opowieściami, a tymi lżejszymi, na jeden czy dwa wieczory.
Magdalena Senderowicz