Po tę książkę sięgnęłam bardzo naiwnie. Porównana została do \”Wieku Adeline\”, czyli filmu, którego fabuła miała ogromne perspektywy, jednak w moim odczuciu jej potencjał nawet w połowie nie został wykorzystany, a sam film stał się nudny. Tym razem przeczytawszy opis, stwierdziłam, że można zaryzykować, w najgorszym wypadku jeszcze bardziej znielubię książki łączące przeszłość z teraźniejszością.
W teorii powinnam pewnie streścić Wam, o czym konkretnie jest cała książka. Niemniej, przeprowadziłam mały eksperyment w moim własnym środowisku i po streszczeniu pierwszych trzech istotnych faktów, wszyscy moi słuchacze stwierdzili jednogłośnie, że to będzie coś dobrego, więc uważam, że opis cytatami jest naprawdę dobrym pomysłem.
Pierwszy wydaje się niczym wyjęty z prawdziwej powieści młodzieżowej.
Żadnego zakochiwania się. Żadnego trwania w miłości. Ani marzenia o niej. Jeśli weźmiesz sobie to do serca, będziesz miał dobrze.
Drugi jest rodem z kryminału.
Chandrika Seneviratne leżała w cieniu pod drzewem, około stu metrów od świątyni. Mrówki wędrowały po jej pomarszczonej twarzy. Miała zamknięte oczy. (…) Byłem smutny, ponieważ Chandriki nie było już tutaj i nie mogła odpowiedzieć na moje pytania. Czułem również ulgę, że to nie ja musiałem ją zabijać.
Trzeci głosi o tym, że nasz główny bohater postanawia powrócić do Londynu i…
zostać historykiem.
Czy to może brzmieć jak zła książka? Błagam, takiej dawki emocji, jaka malowała się na twarzach moich słuchaczy już dawno nie widziałam. Wszystkich kupiły trzy pierwsze strony, bez wyjątku. Po raz pierwszy nikt mi nie odpowiedział, że to nie jego gatunek, że on nie jest pewien, że nie ma opisu na tylnej stronie okładki. Nie, wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że mam dać znać, kiedy przeczytam. Moja własna mama, która czyta może jedną książkę rocznie od tygodnia mnie prześladuje – mam napisać recenzję i czym prędzej oddać jej egzemplarz recenzencki, bo ona chce to przeczytać.
Najlepszym posunięciem autora, które widać od pierwszych stron jest połączenie gatunków – przede wszystkim kryminału, ale również obyczajówki, która jest w stanie zawładnąć sercem, a jednocześnie nadal nie jest ona typowym romansem. Przedstawionych jest kilka rodzajów miłości m.in. miłość do psa, do zaginionego niegdyś dziecka, a takiej miłości rodem z romansów mamy może dwie strony. Niemniej, wystarcza, by całkowicie uwieść czytelnika. Kazać mu usiąść, zabrać książkę wszędzie ze sobą, by absolutnie nie pozwolił sobie na chwilę zwłoki przy czytaniu. Ponieważ MUSI dowiedzieć się co stanie się na kolejnej stronie. Akcja pędzi cały czas, kolejne wydarzenia wprowadzają coraz większe napięcie, wszystko drastycznie się zmienia i żeby za tym nadążyć po prostu trzeba odciąć się od wszystkiego innego. Nie ma zmiłuj, nikt nam nie podrzuci takiej dawki adrenaliny podszytej miłością. A ten wątek kulminacyjny… Brak mi słów, nie wiedziałam, czy płakać, czy chodzić, żeby rozładować napięcie, czy błagać o litość, czy najprościej – czytać dalej. Już dawno aż tak się nie wciągnęłam w żadną książkę.
Wydarzenia są wspaniale poprowadzone. Pomimo przeplatania się faktów z przeszłości i teraźniejszości, ja jako czytacz szybkoczytający nie miałam żadnych problemów z odróżnianiem rzeczywistości. Obie w niesamowity sposób się ze sobą łączą. Przede wszystkim zachwyca to, że na żadnej stronie w tej książce nie ma sposobu, żeby czytelnik zaczął się nudzić. Nie, nawet gdy opisujemy jakieś wątki historyczne sprzed kilkuset lat, to ciągle zwracanie uwagi na taką… zwyczajność opisywanych postaci jest zapierająca dech w piersiach. Nikt czytający poważne biografie nie chciał słyszeć o tym, że Szekspirowi śmierdział oddech. A jednak dzięki takim szczegółom, autor dla nas ożywił historię. Sprawił, że mogliśmy poczuć na własnej skórze tyle epok, dowiedzieć się wielu istotnych faktów, ale w prześmiewczy i niewymagający sposób tak, by nas to prawdziwie zainteresowało.
Podsumowując, naprawdę szczerze książkę polecam. Jestem w niej całkowicie zakochana, mam kolejkę znajomych, którzy chcą ją przeczytać po poznaniu trzech istotnych faktów i nie mam pojęcia, jak ja się od nich odgonię. Niemniej, możliwość fangirlowania pewnie w niedalekim czasie mi to wynagrodzi. Książce oczywiście daję 10/10, wesołym krokiem wkracza do grona moich ulubieńców, co ciekawe, jako pierwsza książka nawiązująca w aż takim stopniu do historii.
Wiktoria Trebuniak