Zdaniem wydawnictwa Akurat jeszcze żaden polski autor nie pisał jak Jo Nesbř. Pełna zgoda, z zastrzeżeniem, że reklamowany w ten sposób Tomasz Hildebrandt również nie przypomina pod tym względem norweskiego pisarza. Polak posiada własny, unikalny styl, który w niczym nie ustępuje stylom zagranicznych mistrzów kryminału i sam się broni, tworzenie sztucznych porównań zazwyczaj przynosi natomiast więcej szkody niż pożytku. Powieść Wymiary mroku to kontynuacja Gór umarłych, można ją jednak czytać jako samodzielną książkę, bez znajomości poprzedniego tomu. To mroczna powieść z gęstą, momentami wręcz duszącą atmosferą i fabułą balansującą na granicy realności i narkotykowych wizji. Co ciekawe, za ten ciężki klimat odpowiedzialny jest nie wątek kryminalny, lecz obyczajowy, w którym Tomasz Hildebrandt narusza społeczne tabu, jakimi wciąż są kwestie sielskości polskiej wsi oraz przemoc wobec kobiet. Rodzima prowincja w ujęciu pisarza to nie spichlerz karmiący wszystkich obywateli, czy też arkadia zamieszkana przez ludzi prostych i prawych. Hildebrandt pozbawia Polskę B upiększającego pudru propagandy i pokazuje ją w całej jej brzydocie i zacofaniu, zarówno ekonomicznym, jak i obyczajowym. W bieszczadzkich wsiach i miasteczkach bieda wygląda z każdego kąta, a wraz z nią beznadzieja, uczepiona ludzi niczym pies kości. Wyrwać się próbują nieliczni, najczęściej młode kobiety marzące o życiu lepszym niż los ich matek i babć – steranych pracą ponad siły i wykorzystywaniem przez mężczyzn, przedwcześnie postarzałych, niewidzących dla siebie żadnych możliwości ratunku. Swoje szanse dziewczyny widzą w edukacji, kończą więc modne studia z PR, zarządzania, prawa czy ekonomii na byle jakich uczelniach, tylko po to, żeby mieć dyplom otwierający im drzwi do kariery w większych miastach, może nawet w samej stolicy. Nie wahają się korzystać z każdego danego im przez los, geny czy Boga talentu i waloru, nawet jeśli ich postępowanie wykracza poza przyjęte powszechnie ramy tzw. przyzwoitości. Owa przyzwoitość ma, zresztą, ambiwalentny charakter, na prowincji panuje bowiem zasada moralności pani Dulskiej – wszystko jest dozwolone, byle w czterech ścianach własnego domu. Dziewczęta są gwałcone przez ojców, gdy tylko zaczynają dojrzewać, kobiety padają ofiarą mężowskiej agresji, to mężczyzna pełni bowiem rolę pana domu i niepodzielnego władcy podwórza, prezesi firm, którzy pod drogimi garniturami wciąż noszą kombinezony upaprane świńskim łajnem, bezkarnie molestują swoje podwładne. A obrońcy życia pod leśnym krzyżem modlą się, by płody poczęte na skutek tych gwałtów nie zostały wyskrobane. Trudno orzec na ile ten obraz polskiej prowincji jest prawdziwy, nie brakuje mu natomiast sugestywności – brud obecny na kartach Wymiaru mroku wręcz oblepia czytelnika, co świadczy o niewątpliwym talencie literackim Tomasza Hildebrandta.
Fabuła drugiej części opowieści o Andrzeju Bondarze nie ogranicza się, rzecz jasna, do studium quasi etnograficznego polskiej wsi. Przede wszystkim jest to kryminał, i to naprawdę udany, z dobrze pomyślanym wątkiem policyjnym i ciekawym sposobem narracji. Ta część powieści nie powinna nikogo rozczarować, Tomasz Hildebrandt wie bowiem, jak wyprowadzić czytelnika na manowce i utrzymać jego zainteresowanie do samego finału książki. Postacie są wiarygodne i interesujące, choć nie mam wątpliwości, że Andrzej Bondar będzie irytował znaczną część czytelników – sama miałam przez pewien czas wątpliwości, czy taka konstrukcja bohatera mi odpowiada. To, co w wątku kryminalnym najciekawsze jednak, to nie trupy, śledztwo i mnożący się podejrzani, lecz zderzenie stylów pracy prowincjonalnej policji i wielkomiejskich śledczych. Na plus trzeba również poczytać autorowi zgrabne powiązanie prawdziwej historii Skorpiona z wytworem własnej wyobraźni. Pewną wadą może być narracja prowadzona na kilku płaszczyznach czasowych – klucz do jej zrozumienia czytelnik otrzymuje dopiero pod sam koniec powieści, przez pewien czas może więc czuć się zdezorientowany. Wymiary mroku to wyjątkowo mroczna powieść, która nie każdemu przypadnie do gustu. Warto jednak ją poznać, choćby ze względu na fakt, że wyznacza nową jakość w polskiej literaturze kryminalnej.
Blanka Katarzyna Dżugaj