\”Trędowata\” Heleny Mniszkówny to już symbol nostalgicznego romansu, nieco z politowaniem wymieniany pośród klasycznych powieści. A jednak niegdyś tak jednoznacznie źle się o tej powieści nie wypowiadano, Bolesław Prus na przykład mówił o niej ponoć z uznaniem. Toteż zmierzenie się z nią jest warunkiem niezbędnym, by oceniać. I tak oto po lekturze mam wrażenie, że nieco niesprawiedliwie traktują \”Trędowatą\” zarówno czytelnicy, jak jej ekranizatorzy. To znakomity melodramat, który ma do zaoferowania więcej niż nieszczęśliwa historia miłosna, na której skupia się gro odbiorców. A i przez sam wątek romansowy mówi więcej niż niejedna powieść.
Zatem jest to romans – owszem, również romans. W dodatku romans o mało oryginalnym szkielecie, opierający się bowiem na kopciuszkowskim schemacie bogatego księcia i mniej szlachetnie urodzonej panny. A to nie jedyna kalka, gdyż ów bogaty książę to doświadczony donżuan, podczas gdy ona łagodna, skromna, niewinna, nieomal anioł. Mało oryginalne, ale posiadające tu swój odrębny rys. Otóż cała rzecz ma miejsce w środowisku polskich wyższych sfer, z których ON pochodzi, a ONA – skromna szlachecka córka – pojawia się jedynie na obrzeżach jako nauczycielka młodej panienki. Na przykładzie takiego związku Mniszkówna odrysowuje bariery między warstwami społeczeństwa zbudowane z uprzedzeń, dumy i snobizmu. Czuć tu osobiste zaangażowanie autorki, z zacięciem wyszydzającej zadęcie hrabiów i książąt.
Tutaj jednak należy zaznaczyć, że Mniszkówna biorąc pod pióro opis społeczeństwa i jego uprzedzeń, nieco szerzej – niejako przy okazji – zakreśla pole widzenia i prowadzi nas poprzez polowania, bale, wystawy i inne radości magnackiego życia. Zapewne w momencie wydania \”Trędowatej\” nie miało to takiego znaczenia, jednak dla współczesnego czytelnika niesie ona pewną wiedzę historyczno-społeczną. Pojawiają się tu wątki poboczne – być może trudno zauważalne ze względu na charakter książki, w każdym razie w ekranizacjach słabo zaznaczone. Mianowicie w rozmowach hrabiów, książąt i baronów pobrzmiewa kosmopolityzm i zachłyśnięcie obcymi kulturami i modami. Na tym tle ordynat Michorowski, patriota – faworyzujący polską literaturę, inwestujący w polski przemysł i nauczanie dzieci z najniższych warstw, piętnujący makaronizmy i schlebianie zaborcom – zdaje się stawiany przez autorkę za wzór, jest nieomal manifestem patriotycznym. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę, że również Stefania Rudecka jak i Maciej Michorowski – a więc postacie wzbudzające najwięcej sympatii w powieści – podzielają jego poglądy. To stawia \”Trędowatą\” nieco bliżej twórczości Marii Rodziewiczówny.
Jednocześnie te dodatkowe aspekty osobistych zapatrywań i działalności Waldemara czynią romans nieco głębszym. Stefania nie zakochuje się w ordynacie dla jego pozycji społecznej, bogactwa czy urody. Nie uległa również \”miłości od pierwszego wejrzenia\”. Oboje zresztą przy pierwszym spotkaniu zdecydowanie się nie polubili. A nawet gdy Michorowski zaczął łaskawiej spoglądać na dziewczynę, początkowo miał raczej niecne wobec niej zamiary. Dopiero, gdy zauważył w niej coś więcej niż zgrabne dziewczątko, a ona spostrzegła szlachetniejsze strony jego natury, mogło między nimi dojść do jakichkolwiek głębszych uczuć. Pojęcie Mniszkówny o miłości nie sprowadzało się do płytkiej uczuciowości, choć zapewne łatwiej można by to dostrzec, gdyby zechciała swoich bohaterów nieco skromniej obdarzyć urodą i bogactwem.
Mniszkówna związek swoich bohaterów uczyniła nie tylko idealistycznym, ale i bardzo zmysłowym. Kolejne etapy znajomości są gwałtowne, pełne ładunku erotycznego. Co prawda opisy owych scen, gdy nozdrza Waldemara się rozszerzają a Stefcia się rumieni, niekiedy wywołują mimowolny uśmiech rozbawienia, w \”Trędowatej\” są jednak fragmenty, które i dziś mają szanse wywołać emocje u wrażliwej czytelniczki.
Czytając \”Trędowatą\” nie nudziłam się. Z przyjemnością odkrywałam wątki pominięte w ekranizacjach i pogłębione studium naprawdę ciekawych bohaterów, ich złożonych charakterów, zmagań z własnymi uczuciami, koniecznościami, słabościami i uprzedzeniami. Mniszkównie udało się zbudować wyraźny, indywidualny klimat opowieści, co nie każdemu powieściopisarzowi jest dane. Przyjemnie było się również zagłębić w takie niedzisiejsze wartości jak patriotyzm, skromność, autentyczna bezinteresowność; odetchnąć powietrzem, w którym kobiecość nie jest wstydliwym reliktem przeszłości; podpatrywać jak człowiek poświęca swój czas i majątek, by rozsądnie i niezachwianie budować lepszą przyszłość nie tylko dla siebie ale i dla kolejnych pokoleń. I na koniec muszę przyznać, że – choć nie przepadam za romansami, tak przynajmniej mi się wydaje ? powieść autentycznie wciągnęła mnie również poprzez samą miłosną historię. Przyzwoita lektura. Piękna i niedoceniana.
Iwona Ladzińska