Moje dotychczasowe spotkania z Magdaleną Samozwaniec, bezpośrednio były sponsorowane przez bibliotekę, później oczywiście czytałam o niej w biografiach dotyczących kogokolwiek o nazwisku Kossak. O ile autobiografia zrobiła na mnie dobre wrażenie, tak inna książka autorki, z tej serii co dzisiaj opisywana książka (ale zabijcie, nie pamiętam tytułu), nie zachwyciła mnie, więc tak naprawdę nie mogłam być, ani zachwycona, ani zniechęcona na myśl o tej książce, więc dostała zielone światło, bez żadnych uprzedzeń. Bardzo cenie sobie Wydawnictwo Iskry, za to, że wznawia takie literackie różne perełki, oczywiście żadne wydawnictwo nie ma wśród swoich tytułów samych wspaniałości, czy jednak Iskry zbliżają się do doskonałości?
Magdalena Samozwaniec, córka Wojciecha Kossaka, wychowana na Kossakówce, od dzieciństwa chłonęła świat elit, obracała się w wyższych sferach. Okrzyknięta pierwszą damą polskiej satyry (przez Makuszyńskiego), wsławiła się w sparodiowaniu Trędowatej, piewczyni sławy i wyjątkowości Kossaków, uznała, że jest osobą odpowiednią, by wypowiadać się o życiu, tytuł jednak mocno przesadzony, to bynajmniej nie jest poradnik, to bardziej taki luźny strumień świadomości, jak sądzę podyktowany brakiem funduszy, chęcią dowartościowania się. Ogólnie nie podoba mi się atmosfera tej książki, tak jakby czytelnik miał obcować z nią na klęczkach, bo przecież chodzi o Kossaków. Oczywiście wielbiciele epoki znajdą tam i międzywojenny, wojenny i powojenny Kraków i Warszawę, świat elit, poznać możemy tę grupę społeczną, która miała przeminąć. To jest wartość dodana, ale co sądzę o całokształcie?
Mnie ta książka nie przypadła do gustu, ja bardzo sobie cenię poczucie humoru, sarkazm i złośliwości, ale, jednak gdy wyśmiewamy, to konsekwentnie powinniśmy umieć śmiać się z siebie, ja nie mówię, że z własnych rodziców, czy ukochanej zmarłej siostry, ale wyśmiewanie byłych mężów, określanie ich w pejoratywny sposób, gdy ich główną winą było to, że nie umieli zaakceptować wybryków, ekscentrycznych żon (nie mówię o panu, który spoliczkował Marię, to oczywiście skreśla go definitywnie), jest w złym guście. Magdalena Samozwaniec zachwyca się tylko swoimi, resztę można wykpić, chociaż to jak broni Wiery Gran zasługuje na pochwałę.
Nie polubię Magdaleny Samozwaniec, wiem to już na pewno. Dla mnie to osoba bardzo napuszona, przeczulona na własnym punkcie, która jest uzależniona od cudzej atencji. Jak dla mnie, ta książka emanuje takim cwaniactwem, nie lubię tego. Chociaż jeżeli ktoś docenia humor Samozwaniec, to będzie zachwycony, dodatkowo to dobry portret elit tamtych czasów, bo to nie tylko Kossakowie, ale i pojawi się, chociażby Zapolska, Sienkiewicz, czy rodzina Curie.
Katarzyna Maastalerczyk