Miłość rodzi się niepostrzeżenie w przeróżnych okolicznościach. Nie zawsze jesteśmy w stanie panować nad swoimi uczuciami i trzeźwo spoglądać w przyszłość. Nieprzewidywalność pojawienia się uczuć czyni je pięknymi, tylko jak dostrzec piękno, gdy wokoło panuje zazdrość, niepewność i strach?
Massimo Toricelli nie obawia się nikogo. Jako boss włoskiej mafii od dziecka uczony byłby nie okazywać strachu, nie mieć słabości i nie liczyć się z nikim. Gdy mężczyzna stanął w obliczu śmierci, miał wizję, w której ujrzał piękną kobietę. Jej oblicze kazał uwiecznić a sam wiedziony nadzieją, że owa kobieta istnieje, wiódł żywot bez zobowiązań. Przewrotny los w końcu stawia na jego drodze kobietę z wizji. Mężczyzna postanawia za wszelką cenę zdobyć jej miłość. W tym celu porywa kobietę i stawia jej ultimatum. Laura nie sądziła, że jeden wyjazd odmieni jej życie, a los brutalnie pokieruje jej szczęściem. Czy miłość można wymusić? Czy można szczerze pokochać kogoś pomimo strachu?
365 dni to książka, którą pochłonęłam w mgnieniu oka, a była całkowicie czymś innym, niż się spodziewałam.
Tytuł ten to debiut polskiej autorki, która mogłaby się mierzyć z rodowitymi włochami, jeśli chodzi o opisy miejsc w tej powieści. Jednak to nie klimat i widoki przyciągają uwagę. To historia, która rozbawi, zirytuje i zafascynuje nie jedną czytelniczkę. Absolutnie nie bierzcie pod uwagę słów z okładki, które mamią drugim Greyem i Ojcem chrzestnym w jednym. Owszem pojawia się mafia, niebezpieczeństwo i zawiść między poszczególnymi odnogami. Jest też bogaty, pewny siebie facet, który nie cofnie się przed niczym, by posiąść kobietę. Jednak na tym kończą się podobieństwa do obu tytułów, a samo szufladkowanie dla tego tytułu dobre nie jest.
Autorka ma przyjemny i prosty styl, który nie razi wulgarnością, choć ta się pojawia, zawsze jest na miejscu i wpisuje się w daną scenerię oraz charakter sceny. Całość czyta się zaskakująco szybko i lekko. Historia płynnie przechodzi od porwania poprzez każdy dzień umowy, raz po raz napotykając wydarzenia, po których nic nie jest takie samo. Pojawia się uczucie, które jak dla mnie rodzone w strachu to żywy przykład syndromu sztokholmskiego, jednak wykreowane na tyle dobrze, że się z nim zgadzam. Drażni tylko dość mocno zarysowany materializm głównej bohaterki, która cieszy się na widok każdego prezentu i tylko raz waha się nieznacznie czy w ogóle go przyjąć.
Bohaterowie są wielowymiarowi, mają swoją przeszłość, ambicje i plany na przyszłość. Jednak to, w jaki sposób podnoszą się po porażkach, zostaje w pamięci. Uwielbiam wyzwoloną Olgę, koleżankę Laury oraz Domenica, który swoją naturalnością kupi wszystkich.
Cała historia to świetne czytadło, które nie wymaga od nas szukania głębi, a w zamian daje nam dynamiczną opowieść o tym, jak nieprzewidywalna jest miłość i jak łatwo wpaść w ciąg zdarzeń, które w innych realiach byłyby spełnieniem marzeń.
Polecam miłośniczkom romansów, mafii i miłości nieoczywistej. Pełna humoru, uczuć i niebezpieczeństwa opowieść o miłości, pieniądzach i przyjaźni. Bardzo płynna i pełna zwrotów akcji historia, która nie wymaga za wiele, dając czytelnikowi przyjemność i uśmiech.
Marta Daft