Pisanie recenzji kolejnych tomów serii jest zadaniem trudnym. Można sobie ułatwić sprawę i wyrażać nic nieznaczące piski na temat treści, ale nie dość, że są to opinie mało konstruktywne, to do tego często pełne spoilerów. Dlatego wybaczcie mi ewentualne powtórzenia, ale do \”Magia Zabija\” Ilony Andrews chcę podejść z równie otwartym umysłem, jak w pierwszej części. A mamy już do czynienia z tomem piątym.
Zawsze jestem zdania, że najlepsze są trylogie. Czwarty tom to dla mnie już maksimum – inne rozwiązania fabularne uważam przeważnie za naciągane. Co za dużo to niezdrowo. Jest jednak kilka (bardzo niewiele) serii, których rozciąganie na kilkanaście lub czasem kilkadziesiąt tomów, wcale mi nie przeszkadza. W przypadku Kate Daniels moje uczucia są mieszane. Książki od Ilony Andrews bardzo lubię, ale obawiam się, że ich rozległość może zniechęca potencjalnych czytelników.
Bo nie oszukujmy się, wreszcie lista wrogów się wyczerpie, rozwiązania fabularne zaczną się powtarzać, humor nie przykryje niedociągnięć. Ale! Ale! Ale! Na to przyjdzie jeszcze czas, bo \”Magia zabija\” pozostaje smaczna. Palce lizać!
Atlanta jak zwykle ma problemy. Wojna między magią, a technologią rozrywa miasto na pół. Nigdy nie było jakoś spokojne, ale teraz strach się… bać. Kate myśli sobie \”Cmoknijcie mnie w tyłek potwory i wy – gnoje z Zakonu Rycerzy Miłosiernej Pomocy. Napiszę o dofinansowanie do Unii i otwieram własny biznes\”. Okazuje się jednak, że potwory potraktowały to jako zaproszenie, a przelew z Unii nie dociera. Interes ledwo przędzie, a Kate zaczyna liczyć grosz do grosza. Kiedy więc najpotężniejszy w Atlancie Pan Umarłych prosi o pomoc, dziewczyna natychmiast chwyta okazję, aby zarobić. I dopiero wtedy zaczyna się prawdziwy cyrk…
Serii od Ilony Andrews nie da się nie lubić, mimo niedociągnięć i małych wad. Kate to super babka o ciętym języku, Władca Bestii to gość, o którym marzą kobiety, do tego dochodzi jeszcze reszta zwariowanej rodzinki, która mimo swoich problemów stara się trzymać razem. Są przygody, romans, problemy, love drama, kopanie tyłków, zabijanie potworów, całowanie potworów i robienie z nimi różnych, czasem nieprzyzwoitych rzeczy. Mamy też problemy rodzicielskie, łzy, uśmiechy, zbrodnie, wyścig z czasem. Ktoś, kogoś, gdzieś, za coś, po czymś, przez coś… i nie ma gościa. Trup. Rozumiecie?
Prawdziwy rollercoster emocji, a to wszystko w jednym tomie. Pomnóżcie ten wynik razy 5 części i spróbujcie zatrzymać tę kolejkę wrażeń!
\”Magia zabija\” pochłania się szybko, jak ulubione ciasto, ale już powoli ma się w głowie, że nawet czymś co kochamy, można się przejeść. Dlatego jeszcze polecam Kate, uśmiecham się w trakcie lektury i macham do was nawołując: \”Czytajcie!\”. Jednak powoli mój paluszek zmierza do góry, aby pogrozić autorom i ostrzec: \”Nie przesadźcie\”. I tyle.
Na zakończenie jeszcze kilka słów o przyszłości. Nie da się nie wspomnieć o dwóch ważnych kwestiach. Nr 1 – nowe okładki. Porównując wersje starą i nową, widać, że grafik – w przypadku obecnej – nie był na kacu. (Co do starej – nie mam pewności).
Narzekania na grafika jednak wraz z tomem 5 kończą się, ponieważ tom 6 w Polsce zostaje wydany PO RAZ PIERWSZY! Nie będzie więc zbytnio do czego porównywać, chociaż pewnie czepialscy i tak znajdą powód, żeby wieszać psy.
Na zachętę dzisiaj ode mnie czwórka, ale tylko dlatego, że rok szkolny się zaczął i nie chcę zniechęcać Ilony Andrews do pracy.
Sylwia Czekańska