Prowadzenie dziennika wymaga szeregu cech charakteru, których ja nie posiadam. Potrzebne są pokłady systematyczności i z charakteru dziennika, do którego przywykliśmy potrzeby refleksji, wewnętrznego monologu. Tak naprawdę te blogi, obecne stosunkowo od niedawna wprowadzają nową jakość. Czasami myślę, że są mniej osobiste niż te niegdysiejsze, chowane pod obluzowaną deską podłogi (serio ktoś miał takie schowki??). Pisząc w Internecie samo cenzurujemy myśli i nikt mi nie powie, że wpis tworzony ze świadomością tego, że przeczyta to nasz sąsiad, są tak samo szczere i prawdziwe, jak te pisane sto lat temu, gdy jedyne co groziło skrybie, to, że tekst stanie się przedmiotem badań za wiele dekad.
Pierwszy tom Dzienników Krystyny Jandy zrobił na mnie ogromnie pozytywne wrażenie. Jest we mnie takie wścibstwo, które pcha mnie w stronę dzienników. Jakkolwiek nie czytałam nigdy ukradkiem cudzych papierowych pamiętników, ale mam listę blogów i to prywatnych, które czytam. Przemyślenia Krystyny Jandy robią na mnie wrażenie. Nie udaje, że jej myśli, refleksje są zawsze wzniosłe, zawsze dotyczą wyższej sztuki, czy krążą wokół tematów egzystencjalnych. Nasze życie to też proza, potrzeba samotności, ponarzekania. Drugi tom obejmuje lata 2003 i 2004, a więc bogate w ważne wydarzenia dla aktorki. Mnie jest tylko przykro, że w tych spektaklach nie mogłam brać udziału, ze względu na odległość. Wspomniane lata pamiętam dobrze, w końcu byłam nastolatką i czytając te zapiski, pewne rzeczy mogłam sobie przypomnieć, na pewne spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Bardzo polecam.
Sądzę, że gdyby były to zapiski z ubiegłego roku, czy sprzed dwóch, czy trzech, nie czytałoby nam się tego tak dobrze. Moim zdaniem czytanie dzienników ma sens po jakimś czasie. Można spojrzeć z nowej perspektywy, opadają emocje, my jesteśmy starsi. Takie to wówczas bardziej kompleksowe. Uwielbiam Krystynę Jandę, chciałabym być taką kobietą (nie tylko chodzi mi o urodę), pełną mądrości, klasy, ogromnej wrażliwości. Janda nie robi z siebie super bohaterki, nadczłowieka, pokazuje, że nie są jej obce troski, które znamy z naszego codziennego życia. Dla mnie ten Dziennik jest taką książką do delektowania się, ciężko byłoby go czytać jednym tchem, ale ładuje akumulatory, jest świetną alternatywą na ponure dni, gdy wszystko wydaje się szare.
Na szczęście w zapasie mam tom trzeci. Tak więc jesienne wieczory mam zabezpieczone. Polecam wszystkim tym, którzy lubią mądre teksty, nietuzinkowe, eleganckie. Naprawdę warto sięgnąć!
Katarzyna Mastalerczyk