Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego daje ostatnio dużo radości tym, którzy lubią podróżować palcem po mapie i poznawać obce kraje, nie wychodząc z domu. Niedawno recenzowałam interesujący, choć pozostawiający pewien niedosyt reportaż o imigrantach w Londynie, teraz zaś przychodzi mi się zmierzyć z pozycją o przewrotnym tytule \”Skąd się biorą Holendrzy?\”.
Autorem tej książki, mającej w zamierzeniu stanowić połączenie reportażu i studium antropologicznego, jest Ben Coates, Brytyjczyk, który do Holandii trafił wskutek zawirowań lotniczych… i został na stałe. Obserwując życie codzienne Holendrów, postanowił rozprawić się z mitami dotyczącymi Kraju Tulipanów i pokazać, skąd się Holendrzy wzięli historycznie, kim są i dokąd zmierzają.
Do swojego zadania Coates podszedł nader metodycznie. Każdy rozdział jego książki to opowieść o innym aspekcie Holandii. Mamy więc fragment poświęcony wodzie i \”odbieraniu jej lądu\”, jak często określa się osuszanie wybrzeża celem zwiększenia terytorium kraju. Mamy rozdziały o tym, jak wydarzenia w nieznanej powszechnie – lub pomijanej – historii Holandii wpływają na współczesne życie Holendrów, i czy w tym kojarzonym z równością kraju były podziały klasowe. Jest rozdział o imigrantach, rozdział o futbolu i rozdział o pewnej kontrowersyjnej tradycji bożonarodzeniowej. Wprawny, analityczny umysł autora łączy jednak wątki i opowiadając o jednym z aspektów holenderskiej codzienności, wiąże go także z innymi. Wyzierające spod poszczególnych reportaży całościowe spojrzenie pokazuje subiektywną, lecz przy tym opartą na mocnych dowodach wizję dzisiejszej Holandii.
Wizję widzianą oczami Brytyjczyka, nie zapominajmy, ponieważ brytyjska percepcja, każąca odnosić kwestie społeczne do analogicznych problemów na Wyspach, jest tu bardzo widoczna – tylko że nie przeszkadza. Coates nie twierdzi, że jego prawda to jedyna słuszna prawda, i starannie oddziela fakty od opinii. To niewątpliwy plus książki – widać w niej postać autora, nie stara się nieudolnie ukrywać za \”rzeczywistością\”, ale jego perspektywa nie przeszkadza we własnych poszukiwaniach holenderskości z książką w ramach przewodnika. \”Skąd się biorą Holendrzy\” wyróżnia się także nienachalnym, uroczym humorem, lekkością i przejrzystością, którą bardzo ładnie oddała w przekładzie Barbara Gutowska-Nowak. Uwagę zwracają także liczne przypisy, zawsze rzeczowe i interesujące, dodane przez tłumaczkę oraz opiekuna merytorycznego publikacji, profesora Ryszarda Żelichowskiego. Z początku wydawało mi się, że zmieniają one nieco charakter książki i ujmują jej lekkości, ale ostatecznie – przypisy są tylko dla zainteresowanych, a jeżeli komuś w pełni wystarczy wartka narracja Coatesa w świetnym polskim tłumaczeniu, to wcale do nich sięgać nie musi.
\”Skąd się biorą Holendrzy\” to bardzo dobra książka dla tych, którzy coś tam wiedzą o Holandii, słyszeli o coffee shopach i legalnej prostytucji, widzieli wiatraki i tulipany, ale chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej. Podana w przystępnej formie opowieść o Holendrach na pewno umili wakacje, a w przyszłości i jesienne wieczory.
Joanna Krystyna Radosz