O wampirach już czytałam. O wilkołakach również. Zdarzyło mi się czytać o wróżkach i czarodziejkach, ale o elfach nie czytałam nigdy. Mój pierwszy elfowy raz wypadł nie najgorzej, nie wykluczam więc sięgnięcia w przyszłości po inne historie, w których elfy będą miały znaczący udział w fabule.
Wietrzne Katedry do tej pory pozostają dla mnie zagadką. Z jednej strony przypadły mi do gustu, z drugiej niekoniecznie. Książka ma swoje lepsze i gorsze momenty, zatem i czytelniczo raz było lepiej, raz gorzej. Po przeczytaniu krótkiej pierwszej części (bądź rozdziału) byłam szczerze ciekawa, co będzie dalej. Początek drugiej części, która w zasadzie stanowi całą powieść, była wyzwaniem. Początkowo zostałam wprawiona w konsternację, gdy przed moimi oczami stanęły słowo FIUT, czy sformułowanie \”[…] albo wypieprzaj obciągać bezpańskim vivernom\”, a w międzyczasie przywołanie \”[…], że jedzenie jest lepsze niż seks […]\” – zwątpiłam w to, co przeczytam i prawie zaczęłam trzymać kciuki, by Wietrzne Katedry nie okazały się pornofantastyką. Buki chyba mnie wysłuchały, bo już po setnej stronie nic równie absurdalnego w tej książce nie znalazłam. Te trzy rzeczy najbardziej gryzy mnie w tej historii.
Fabuła Wietrznych Katedr jest w zasadzie umiarkowana. Wydarzenia toczą się ani nie za szybko a ni za wolno. Wyłączając zakończenie, bo tam następuje nagłe BUM i koniec, który zapowiada, że ciąg dalszy może okazać się znacznie ciekawszy. Są jednak w tej książce momenty, które delikatnie wieją nudą i wówczas miałam ochotę przekartkować książkę, by znaleźć coś ciekawszego. Skończyło się tylko na ochocie. Dzielnie przedzierałam się przez dżunglę nudnych momentów, by podziwiać cuda, jakie skrywały się w innych jej zakamarkach.
A.R. Reystone ma całkiem lekkie i przyjemne pióro. Opisy, jakie serwuje czytelnikom, są wyraziste, barwne i nie można im odmówić tego, że potrafią poruszyć wyobraźnię. Zdarzają się oczywiście chwile, w których chętnie obcięłoby się to i owo, ale w ogólnym rozrachunku jest dobrze. Dialogi na ogół brzmią naturalnie, dodają fabule dynamizmu i pełne są wszelakich emocji. Czasami dość agresywnych.
Autorka wykreowała plejadę ciekawych i barwnych postaci, które świetnie uzupełniają się i powieść. Tajemniczy Richard, który wydaje się odrobinę nierozgarnięty i aż dziw bierze, że udawało mu się umknąć przed przedstawicielami prawa. Wzbudza sympatię, a czasem odrobinę politowania… i odruch, by go przytulić i bronić przed światem.
Mnisi to mieszanka wybuchowa. Wydawać by się mogło, że to spokojni i łagodni ludzie. Jak się okazuje pozory, potrafią mylić i okazać może się, że mogą skrywać niejeden sekret, a w zasadzie całe mnóstwo… Mnóstwo mrocznych sekretów.
Autorka stworzyła postaci w taki sposób, że nie da ich podzielić na dobrych i złych. Mają zarówno wady i zalety, ale co najciekawsze, na podstawie dwóch postaci A.R. Reystone odmalowuje orbaz dwoistości ludzkiej duszy. Nie ma bowiem człowieka, który byłby albo dobry, albo zły. Każdy skrywa w sobie jedno i drugie, i to od niego zależy, która strona będzie miała na niego większy wpływ.
Wietrzne Katedry, choć początek miały nie najlepszy, to zapowiadają się na ciekawą serię, przy której można spędzić przyjemnie kilka dni. Zwroty akcji, w ilości hurtowej, tajemnice, sekrety i cała masa niespodzianek to tylko część tego, co znajdziecie w pierwszym tomie tego cyklu. Odważycie się poznać ścieżkę Richarda i odkryć, to co zostało ukryte?
Michalina Foremska