Kochanie kogoś nie kończy się tylko dlatego, że go już nie widujesz.
Wiele razy człowiek zastanawia się nad tym, ile razy będzie w stanie się jeszcze podnieść po porażce, poskładać złamane serce, żyć bez kolejnego kawałka duszy. Gdy musi tego doświadczyć, okazuje się, że życie nie czeka, aż znajdziesz siły, by je dogonić i tylko od ciebie zależy jak zmniejszyć ten dystans. Zbierasz się w całość i okazuje się, że to nic trwałego, a każda strata zostawia większą pustkę. Przeszłość cię dogania, odsłaniając coś jeszcze, tylko czy jesteś w stanie to sprawdzić?
Presley była młoda i zakochana, wtedy do jej serca i życia zakradł się ból, a ona przez jedną decyzję podjętą poza nią straciła fragment duszy. Wtedy poznała Todda, który miał być jej opoką i klejem na złamane serce. Nic nie przygotowało jej na to, że po siedemnastu latach, w obliczu tragicznych wydarzeń będzie musiała wrócić tam, gdzie wszystko się zaczęło i równocześnie przypominać sobie o tym, co straciła jako pierwsze. Straciła wszystko, męża, stabilizacje finansową, przyjaciółkę i marzenia. Wraz z dwoma synami wraca w rodzinne strony, by stanąć na nogi i odnaleźć ukojenie w bólu, który ją pochłania. Tylko jak ma się to udać, gdy jest tam on. Zachary to jej pierwsza miłość i pierwszy powód bólu. Oboje się zmienili i inaczej pamiętają wydarzenia sprzed lat. Łączy ich jedno, uczucie, które tylko na chwilę jakby przygasło. Czy uda im się poskładać swoje dusze i serca na nowo? Czy miłość ma aż taką siłę, by dać szansę na drugie podejście?
Czy mieliście choć raz tak, że gdy patrzyliście na książkę, czuliście, że to ta, co złamie wam serce i poskłada je na nowo, zanim skończycie czytać? Miałam podobnie już kilkukrotnie, a teraz to uczucie pojawiło się znów przy okazji kolejnej powieści Corinne Michaels, która pojawia się na naszym rynku. Jak myślicie, dałam się złamać i poskładać na nowo?
Nie sądzę, że robimy to zbyt szybko. Myślę, że właśnie znajdujemy drogę powrotną do miejsca, w którym zawsze mieliśmy być.
Znając już styl autorki i to, z jakim zamiłowaniem oplata czytelnika w sieć emocji, tak nieprawdopodobnie prawdziwych, powinnam wiedzieć, co się stanie. Nic nie przygotowało mnie jednak na to, że będę niczym opętana to śmiać się, to po chwili płakać. Powiedz, że zostaniesz już od pierwszych stron strzela w nas niezwykle mocno i dosadnie, wciągając w historię, która przeszyta jest cierpieniem, żalem i tęsknotą. Czujemy się niczym zwierzyna w potrzasku, czując całym sobą każdą emocję, z którą przyjdzie się mierzyć bohaterom. Na szczęście autorka nie pozbawia nas nadziei, na miłość, na zasklepienie ran, zapełnienie pustki i zrozumienie decyzji zarówno tych podjętych przez nas, jak i tych zapadających gdzieś za nami, silnie podkopującymi to, co do tej pory dawało stabilizacje.
To mocna i piękna historia, która idealnie obrazuje to, jak silnym uczuciem jest miłość sięgająca głębi naszych dusz. Corinne Michaels udało się stworzyć coś chwytającego za serce, jednak nieprzerysowanego. Świetnie poradziła sobie z motywem żałoby, którą każdy z bohaterów przeżył na swój sposób. Ciekawie skonstruowana fabuła nie daje czytelnikowi wszystkich odpowiedzi od razu, pozwala na przyswojenie wszystkich emocji, przyjrzenie się im z różnych perspektyw i wchłanianie historii każdym centymetrem skóry.
Bohaterowie to element tej powieści, który zasługuje na oddzielny post, ale nie zdradzę wam tak wiele. Presley to kobieta po przejściach, porzucona, oszukana i pozostawiona sam na sam z długiem. Musi się zmierzyć z masą problemów, które nie jednego by złamały. Podjąć decyzję, które nie tylko zaważą na jej przyszłości, ale i pozwolą zamknąć przyszłość. Zachary to facet, który po latach wie, czego chce, gdzie popełnił błąd i że trzeba go naprawić. Wspiera, nie pogania i daje poczucie bezpieczeństwa. Bliźniaki Logan i Cayden to ogień i woda, tak różni uzupełniają się i tworzą wybuchową całość. Jest jeszcze kilku bohaterów drugoplanowych, którzy od pierwszych chwil skradną serca, szczególnie Wyatt, który zaraża optymizmem, rozkochuje dobrocią i poczuciem humoru.
Nie da się zrozumieć, dlaczego rzeczy się dzieją. Ludzie odchodzą, zanim jesteś gotowy się pożegnać, ale musisz żyć dalej. To nie oznacza, że nie będziesz za nimi tęsknić.
Powieściopisarka stworzyła powieść, która nie jest przesłodzona i nierealna. Na słodko-gorzki obraz miłości składają się niespełnione marzenia, utracone szanse, tęsknota, nadzieja na wspólną przyszłość i siła, by podnieść się po tych najgorszych upadkach i wciąż patrzyć z uśmiechem na ścieżkę prowadzącą do celu. Świetnie wykreowani bohaterowie są naturalni, popełniają błędy, źle oceniają sytuacje i nie zawsze zachowują się racjonalnie, lecz potrafią ująć za serce dobrocią i siłą. Jest jeszcze element małego miasteczka, który idealnie wpasowuje się w fabułę i pozwala na wczucie się w klimat historii bez najmniejszych przeszkód.
To powieść mająca sporo zalet, złamie wam serce, przeprowadzi przez żałobę i podkreśli, że nadzieja nie umiera nigdy, a to jak żyjesz i radzisz sobie z tym, co ześle los, to podstawa tego, jakim jesteś człowiekiem i jak wielka siła w tobie drzemie. Polecam ten tytuł każdemu, kto lubi czytać o miłości, dostawać drugie szansy od losu i wierzy w to, że da się okiełznać każdy ból. Będę powracać do tej powieści i wciąż na nowo zatapiać się w stylu pełnym emocji, niewypowiedzianych pragnień i nadziei, która tli się niezmiennie, nawet gdy ktoś po kawałku odbiera naszą duszę.
Marta Daft