Kończę przygodę z trylogią Opowieści z angielskiego dworu. Magdalena Niedźwiedzka, uznana już na polskim rynku autorka zajmująca się pisaniem beletryzowanych biografii. Tym razem na tapet wzięła najsłynniejszy trójkąt ubiegłego wieku. To, co się działo i dzieje w życiu Karola księcia Walii, elektryzowało tłumy, jego żona Diana napędzała sprzedaż brukowcom, a jego wieloletnia kochanka Camilla była synonimem złej czarownicy. Tym razem mamy przeczytać finał tej historii, która przecież wciąż trwa, jest wiele otwartych kwestii, jak chociażby ta czy Camilla zadowoli się tytułem księżnej towarzyszki, czy jednak Karol będzie chciał ją uhonorować koroną. Teraz możemy kulisy tego związku śledzić od Kulic, ale czy to, co zobaczymy nas zadowoli?
Zaczyna się od mocnego uderzenia. Następcę tronu ze snu, w środku nocy wyrywa wiadomość, że jego była żona miała wypadek. Jest w szpitalu. Niedługo później okazuje się, że umarła. Okazuje się, że nawet zza grobu Diana może szkodzić Karolowi, bo opinia publiczna oskarża o wszystko Windsorów, w tym nieczułego na wdzięki ukochanej księżniczki męża. Pomimo upływu lat, wielu perturbacji związek Karola i Camilli ma się świetnie. Chociaż większość świata jest przeciwko nim, nie popiera tego ani matka Karola, ani ojciec Camilly. Coraz starsi, wciąż regularnie się spotykają i czerpią radość z bycia razem. W końcu Karol postanawia zrobić to, czego bał się jako młody chłopak, chce bywać z Camillą, ma dosyć ukrywania się, ale jak to zrobić skoro Camilla wciąż dostaje telefony z pogróżkami?
Chyba najpoważniejszym zarzutem, jaki mam do tej książki, jest to, że zasadniczo nie czuć emocji. Mamy do czynienia z głośnym romansem, związek, który przetrwał huragany, a pomiędzy Karolem i Camillem widać uczucie. Emanują ciepłem, widać, że świetnie się ze sobą czują. To widać w telewizji, a w tej książce tego nie ma. Oni się widują ze sobą, sypiają, kłócą. Autorka wplata w akcję książki intrygę, żeby nie było monotonnie i idyllicznie.
Jest sporo perturbacji. Bohaterowie praktycznie się nie starzeją, tzn. czytamy, że się zmienią, że przybywa im zmarszczek, ale zachowują się ciągle tak samo, jakby czekali na okres dojrzewania.
Chyba ostatecznie dam sobie spokój z autorką, mam jeszcze jedną książkę jej autorstwa na półce, ale sporo odczekam. Po prostu ja nie czuję tego, nie czuję stylu i chemii. Jakoś ta część po mnie spłynęła. Bez głębszych uczuć, poza kilkoma fragmentami, które mnie jednak zaangażowały.
Katarzyna Mastalerczyk