Słynna już seria Babie lato, obfituje w bardzo ciekawe tytuły. I muszę przyznać, że jeszcze żaden mnie nie zawiódł.
Tym razem padło na kolejną część, przygód mojego ulubieńca Belzebuba i jego ludzi, którym cały czas, wydaje się, że to oni mają jego, a nie odwrotnie. Co oczywiście może się tak, na pierwszy rzut oka wydawać. Dopóki nie zapozna się z czarnym i niesamowicie charakternym kocurem.
Poprzednie spotkanie z bohaterami, jak i właśnie czworonożnym bohaterem, wspominam bardzo dobrze. Dlatego też, gdy ukazała się zapowiedź tej książki, bardzo się ucieszyłam i wyczekiwałam z ciekawością. Nie tego czy całość mi przypadnie do gustu – to było wiadome, ale atrakcji, jakie zafunduje Belzebub.
W Kraśniku życie toczy się swoim rytmem. Marylka wraz z mężem prowadzą ukochaną aptekę, powoli urządzają otrzymany w spadku dom. I po prostu cieszą się zmianą, która nastąpiła – mimo przygód. Jest oczywiście Belzebub, który był głównym sprawcą minionych wydarzeń. We wspomnieniach ludzi, zapisał się jako kot zdolny do wszystkiego. On sam, spoglądał na nich pobłażliwie, nie rozumiejąc, jak mogą być aż tak naiwni. Wszystko, co do tej pory uczynił, było zaplanowane.
Pewnego popołudnia, Marylka podczas spaceru ze swoim kotem, odnajduje zwłoki. No dobrze, ładnie by to może i brzmiało, ale z tym znalezieniem przez kobietę, to nie do końca prawda. Ciało znalazł Belzebub, podczas nocnej wyprawy. Zadowolony swym znaleziskiem, postanowił pochwalić się swojemu człowiekowi. Zaprowadził więc dwunożną w miejsce, gdzie dokonał odkrycia. Przy czym, nie rozumiał całej afery, która rozpętała się z chwilą, kiedy do Marylki i jej męża dotarło, co się stało.
Tymczasem w miejscowym komisariacie nastąpiły zmiany. Nowy komendant ma inne wymogi, wytyczne i jakoś inaczej zarządza swoimi podwładnymi. Nie każdemu się podobają nowości, niestety nic poradzić nie można. Akurat spada wieść o morderstwie. Upał niemiłosierny, denatka leżeć zbyt długo nie może. Trzeba sprawę jak najszybciej rozwiązać.
I może, gdyby śmierć owej kobiety, była jedyną, wszystko potoczyłoby się w miarę sprawnie. Jednak los bywa przewrotny, \”różowe ofiary\” zaczynają się mnożyć. Kto zabija i jaki ma motyw? I co będzie miał z nimi wspólnego Belzebub?
Jak już pisałam, bardzo polubiłam serię Babie lato, dzięki niej również odkryłam wiele świetnych autorek. Między innymi panią Kursę. Już wcześniej przypadł mi do gustu humor, w jakim była napisana książka. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć, o kotach. Uwielbiam, kiedy w fabule biorą udział moi ulubieńcy.
Jest tutaj wątek kryminalny, chociaż nie można go uznać, za Bóg wie jak porywający. Szczerze mówiąc, to dla mnie był on wątkiem pobocznym. Mimo że tak naprawdę o trupy chodziło. Tylko jakby tu powiedzieć. W tej kwestii pierwsze skrzypce grał kocur i to za jego sprawą odgrywa się wiele incydentów.
Całe dochodzenie jest dosyć osobliwe. Bo nic praktycznie nie łączy ofiar, poza jednym. Upodobaniem do różowej garderoby. Każda z denatek, była ubrana we wściekle różowe kolory. Łącznie ze wszystkimi dodatkami. Jednak nic poza tym, nie pomagało w naprowadzeniu na mordercę.
W książce sporo się dzieje, ale najwięcej w życiu Marylki i jej męża. Niby spokojny dom, ukochany kot. A coś nie tak. Otóż pewne rzeczy zaczęły ginąć, może nic wielkiego, tu widelec, tam łyżka, czasem jakaś bluzka. Co się z nimi działo? Gdzie znikały?
Upalne lato mogłoby się wydawać, że ludziom oprócz lenistwa po zakończonej pracy, nie przyjdzie nic innego do głowy. Nic bardziej mylnego. Gdzieś wśród Kraśniczan czai się morderca, czy kobiety w różu powinny się czuć zagrożone? Kto sieje postrach?
Mnie książka bardzo się podobała. Spędziłam miłe godziny podczas czytania. Faworytem a jakże, był mój ulubieniec kocur. Z czystym sumieniem polecam, zwłaszcza na poprawę humoru.
Agnieszka Bruchal