Często nie sięgam po książki napisane na podstawie filmów – są mdłe, nijakie i nudne. Zazwyczaj jest to opis tego co dzieje się na ekranie, bez zbędnych szczegółów czy charakterystyki bohaterów i miejsc, w których akcja się rozgrywa. Miałam pewne obawy przed lekturą Kamerdynera, ale pozytywne opinie, które co chwilę napotykałam, przekonały mnie. Chociaż to film był pierwszy, to postanowiłam trzymać się zasady: najpierw książka, potem film, z wielką nadzieją, że mój wybór nie okażę się pomyłką, a powieść kompletną klapą.
Nad Kamerdynerem scenarzyści – Paweł Paliński, Mirosław Piepka, Michał Pruski i Marek Klat pracowali kilka lat. Jeżeli film jest chociaż w połowie tak dobry jak wersja papierowa, to koniecznie muszę go jak najszybciej obejrzeć. Kamerdyner to epicka opowieść o świecie, którego już nie ma; który odszedł w zapomnienie, zatarł się i już niewielu o nim pamięta. Świat, w którym junkrzy Pruscy i rodowici Kaszubi żyli obok siebie, na jednej ziemi bezpowrotnie minęły. Książka przybliża czytelnikowi ten temat, cofając się aż do roku 1900, kiedy to rozpoczyna się nowy wiek. Jednak pierwszy rozdział niewiele mówi czytelnikowi. Bohaterowie są w czasach, kiedy na ziemie polskie weszli Sowieci. Nie wiadomo o co chodzi, czuć tylko przeraźliwy lęk, strach i beznadziejność sytuacji. Jednak musimy cofnąć się do początku XX wieku.
Hermann von Krauss po balu Sylwestrowym robi rachunek poprzedniego roku, aby następnego dnia, wraz z żoną Gerdą i zaproszonymi gośćmi wyruszyć na polowanie. Spokój Kaszubów, a zarazem służby hrabiostwa zakłóca poród Klary Krol. Niestety, wszystko się komplikuje – kobieta umiera, a jej dziecko pod opiekę przyjmuje hrabina. Mały Kaszub wyrasta razem z dziećmi państwa – Kalusem i Maritą. Gdy dzieci dorastają między Mateuszem, a córką hrabiostwa rodzi się uczucie, uważane za zakazane i mezalians. Ich drogi rozchodzą się i ponownie łączą, a wszystko dzieje się na tle burzliwych czasów, dwóch wojen światowych i narodzin wolnej Polski.
Wydanie książki i wejście filmu do kin w tym roku jest strzałem w dziesiątkę. Rok 2018 jest rokiem, kiedy obchodzimy stulecie wolnej Polski. W Kamerdynerze dokładnie pokazane jest jak na ziemi Kaszubskiej rodziło się wolne państwo. Autorzy poruszyli temat radości Polaków oraz kar i wywłaszczeń, a także problemów z nadaniem polskiego obywatelstwa junkrom. Autorzy nie oceniają – dają czytelnikowi w tej kwestii wolną rękę. Sami wyrabiamy sobie zdanie na temat zagrywek polskiego rządu, a także późniejszego traktowania Kaszubów przez hitlerowców.
Podczas lektury towarzyszymy rodzinie von Krauss i Kaszubom – w większości rodzinie Miotków, rodzicom chrzestnym Mateusza – przez 45 lat. Wiele w czasie tego okresu się zmieniło. Wojny, rządy a najbardziej cierpieli na tym ludzie. Czytając kolejne rozdziały nie mogłam wyjść ze zdumienia, że tak wiele zmian nastąpiło w przeciągu 45-u lat. Cytując jednego z bohaterów – pomimo przeszłości ludzie nie potrafią wyciągnąć wniosków z błędów, które już zostały popełnione. W Kamerdynerze przerażające i fascynujące jest to, że wykreowane postacie oparte są na prawdziwych ludziach, którzy żyli niespełna sto lat temu. Nie spodziewali się, że wszystko co mają zostanie im odebrane, a los okaże się przewrotny. Kaszubi, którzy na przestrzeni stuleci cierpieli wiele, podczas II wojny światowej zostali niewyobrażalnie skrzywdzeni. To na nich została popełniona pierwsza na ziemiach polskich zbrodnia ludobójstwa. Czytając o tych wydarzeniach musiałam odłożyć książkę na bok, aby odetchnąć i wszystko przemyśleć. Kto dał jednemu człowiekowi prawo decydowania o innych? Dlaczego ludzie krzywdzili i wydawali swoich sąsiadów? Przez te 45 lat bardzo zżyłam się z bohaterami i patrząc na to, co się z nimi stało, nie mogłam się z tym pogodzić.
Zgubiłam wątek, a chciałam chwilę skupić się na bohaterach. Nie można jednoznacznie określić ich źli/dobrzy. Owszem, są wśród nich łajdacy, zbrodniarze, a także Ci, którzy zmieniają strony jak chorągiewka. Autorzy w książce dokładnie ich opisali – charakter, przeszłość, myśli. Na jednych skupili się bardziej, na innych mniej. Chcę zobaczyć czy aktorzy podołają moim wyobrażeniom.
Jedyne co mi nie grało to miłość między Maritą i Mateuszem Nie mogłam poczuć tego uczucia, tych emocji kiedy potajemnie się spotykali; tej rozpaczy, kiedy po raz kolejny byli rozdzielani. Mam nadzieję, że na ekranie to uczucie było bardziej zaakcentowane. W przypadku książki bardziej skupiałam się na tym, co działo się wokół Marity i Mateusza. Najwięcej emocji we mnie wzbudziła ostatnia część, czyli czasy II wojny światowej i okres, kiedy na ziemie pomorskie wkroczyli Sowieci, którzy nie byli lepsi od Niemców. Koniecznie muszę to zobaczyć na ekranie.
Kamerdyner to książka dobra. I potrzebna. Wstyd się przyznać, ale do tej pory nie miałam pojęcia o historii Kaszubów – wiedziałam, że są, mają swój język, ale nic więcej. Nie mogę się doczekać filmu. Wszystkim, którzy widzieli już dzieło Filipa Bajona polecam papierową wersję. Jeżeli nie widzieliście jeszcze filmu, to sięgnięcie wpierw po książkę, będzie dobrym wyborem.
Katarzyna Krasoń