\”Uczciwa oszustka\”, to niewielkie objętościowo, a bogate w treść, dziełko. Jest to poemat, ale nie smutne o miłości dywagacje, raczej poezja naturalistyczna, jak \”Padlina\” Baudelaire\’a. Na stole leży tu wszakże krwista wątroba, jak niemy wyrzut rzeczywistości, z której uciekać usiłuje jedna z głównych bohaterek powieści. Jest to opowieść mroźna, surowa, a jednocześnie głęboka i wnikliwa. Pełna ludzkiej niekonsekwencji, bezkompromisowości, wahania, niepewności odczuć, niejaskrawych reakcji, twardych decyzji i bezcelowości.
Zatem jest wioska pośrodku zimy, gdzieś na północy – uśpiona snem wiecznozimowym, szarobłękitna, cicha. Jest samotny dom z przemiłą, oderwaną od rzeczywistości lokatorką, rysującą kolorowe króliki na zadziwiająco realistycznym leśnym tle. Są mieszkańcy pełni wad, lęków, wewnętrznych niejednoznacznych motywacji skrywanych pod skorupą koniecznej zewnętrzności. A pośród tego wszystkiego ona: wioskowa \”czarownica\”. Ale czemu \”czarownica\”, właściwie nie wiadomo. Za młoda, by wyglądem sugerować takie skojarzenia, nie kryje się na uboczu, dzielnie opiekuje się młodszym bratem, a i czarami się nie para. Może tylko te jej żółte oczy, identyczne jak oczy jej psa-wilka, mogą zastanawiać. A jednak wzbudza niepokój w większości sąsiadów. Jej surowość i zaradność, skrupulatność i rozumienie liczb, nie przysparzają jej przyjaciół. I ta zimna młoda \”czarownica\” postanawia zakłócić spokój uroczej starszawej samotnicy z \”Króliczego Domu\”. Zetknięcie dwóch natur tak odmiennych, powoduje zaskakujące wzajemne oddziaływanie, dochodzi do swoistej ich ewolucji. Obie kobiety ścierają się ze sobą w dziwnym jakimś wzajemnym pojmowaniu, zrozumieniu i wchłanianiu – a wszystko na dystans, w chłodzie i surowości koniecznej relacji.
Gdyby autorka zechciała namalować swoją opowieść, musiałaby użyć szarobłekitnej akwareli. Taki jest klimat \”Uczciwej oszustki\” – chłodny, śnieżny, zasnuty zimowym mrokiem północy, senny i rześki zarazem.
Uwielbiam takie książki – posiadające wyraźną atmosferę, namacalną czasoprzestrzeń, w którą można wejść. Nieco schizofreniczne to upodobanie – takie uciekanie do innej rzeczywistości, odczuć i nastroju – ale to choroba charakterystyczna dla książkolubów i raczej nieszkodliwa, a stany odmiennej świadomości które jej towarzyszą, to najlepsza proteza lecząca niedostatki świata.
Historia tu opowiedziana wymyka się wszelkim ramom, w jakie chciałabym je oprawić. Nie ma typowego początku, niewiele tu wyjaśnień – skąd się ci ludzie wzięli i dlaczego tak a nie inaczej ułożyły się ich losy. Jest chwila bieżąca, w niej się poruszamy, a przeszłość to tylko wtręty pamięci wplatane w dzisiejsze myśli. To trochę tak, jakbyśmy zamieszkali na kilka tygodni w obcej nam wiosce i w tym czasie obserwowali życie kilku nieznanych nam osób. Nie ma tu happy endu, jakiegokolwiek zresztą zakończenia. Jest opowieść jakby urwana wpół. Bez morału. Jak życie.
Iwona Ladzińska