Zbigniew Mikołejko jest autorytetem, nie bez powodu wypowiada się w telewizji, pisze felietony do prasy. Można mieć inny światopogląd, próbować polemizować, ale jego wypowiedzi skłaniają do refleksji. Był czas, że jego artykułów kupowałam periodyki. Później znajoma polecała jedną z jego książek, jako rozsądną, filozoficzną, o codziennych moralnych dylematach, świetną. Jaki był mój smutek, gdy okazało się, że tej książki podówczas nie można było dostać. Na szczęście cierpliwość popłaca i poczekałam parę lat i zamiast płacić grube setki za białego kruka, upolowałam w rozsądnej cenie. Tamta książka czeka, aż się nad nią zlituję, a wydawnictwo SIC! Wydało zbiór esejów Mikołejki, wiedziałam, że będzie to lektura wymagająca, ale jej nie kazałam tyle czekać.
Zbiór esejów nosi tytuł Prowincje ciemności, myślałam, że będzie to swego rodzaju studium smutku, melancholii, może nawet depresji. Tymczasem Zbigniew Mikołejko bierze na tapet tak szerokie spektrum naszego życia, że ciężko sprecyzować mi, o czym te eseje opowiadają, bo mamy i rozbieranie na kawałki twórczości Camusa, mamy wyjście od zabawy dziecięcej, znanej rymowanki przez rolę dziecka, do całkowitego odwrócenia relacji w dzisiejszym świecie. Teksty, które wymagają przemyślenia, powolnej lektury. Książka, którą ciężko rozreklamować, bo ci, którzy potrzebują takich lektur sami je znajdą. Okraszone analizą tekstów kultury, Szekspira, Miczkiewicza, ale nie tylko na pewno takie książki poszerzają perspektywy, pokazują nam rzeczy, na które nie zwracaliśmy uwagi. Warto!
Uwielbiam to, jak Mikołejko pisze, on w odkrywczy sposób porusza tematy, których nie analizowaliśmy, nasze myślenie się nad tym prześlizgiwało, nie widzieliśmy sensu w roztrząsaniu pewnych zagadnień, a okazało się, żeby dostrzec coś ciekawego, jednak czasami ktoś musi nam pokazać palcem, szturchnąć nas. I Mikołejko o tych odkryciach pisze w taki oczywisty sposób, nie traktuje czytelnika jak debila, sam siebie też nie wypycha na plan pierwszy, jakby chciał pokazać – jestem taki mądry, jakież ja snuję głębokie przemyślenia. To jest tak przyjemnie napisana książka, że chociaż czasami trzeba się bardzo skupiać, to chce się ją czytać, chce się do niej wracać i ja na pewno będę to robiła, bo czuję że jeszcze wiele smaczków zostało mi do odkrycia. Książka na pewno jeszcze długo nie zniknie z nakastlika (szafki nocnej, stolika nocnego, ogólnie z okolic przyłóżkowych), bo chcę do niej wracać i podczytywać sobie nawet bez okazji, tak na wyrywki. Nie wiem tylko dlaczego o tej książce tak cicho.
Katarzyna Mastalerczyk