O tym, że żona prezydenta Obamy napisała książkę, usłyszałam oglądając program informacyjny, od pewnego czasu, jeśli idę do pracy, zaczynam dzień od jakiegoś kanału, który przekazuje wiadomości, czasami są to niusy, które tylko podnoszą ciśnienie, ale także i dobre wiadomości (że w Polsce żyje się o wiele lepiej). W programie, w którym powiedziano o tej książce mówiono o sekretach, jakie Michelle Obama wyjawiła w tej autobiografii. I tak zapragnęłam przeczytać, z czystej ciekawości, ochoty zerknięcia do innego świata. Ku swojemu zdziwieniu nie czytałam jej dwa, trzy dni a dosłownie tydzień, z przerwami na dwie inne książki. Widząc zagraniczne wydanie zobaczycie solidny wolumin w twardej oprawie, u nas wydawca zwiększył forma więc książka jest cieńsza, mniej poręczna i w miękkiej okładce. Oczywiście takie sprawy to kwestie drugorzędne, ale spotkałam się już z krytyką tego wydania.
Michelle Obama zanim została pierwszą damą USA, wychowywała się w mało prestiżowej dzielnicy Chicago, jej rodzice nie byli zamożni, wynajmowali piętro domu, byli w sobie zakochani i uczyli dzieci, że pracą można wiele osiągnąć. Michelle, od dzieciństwa miała w sobie pęd do wiedzy, dążyła do perfekcji i była ambitna, a że miała wsparcie rodziny, mogła realizować swoje cele, naukowe. Parła jak lodołamacz, aby wykształcić się w zawodzie prawnika i właśnie w kancelarii poznała swojego przyszłego męża, który na pierwsze spotkanie się spóźnił, czym doprowadził Michelle do furii, bo ona z zasady jest punktualna. Jednak pierwsze koty za płoty i pomiędzy ludźmi o bardzo różnych charakterach narodziło się płomienne uczucie, które dało radę przetrwać polityczne zawieje, ciężki okres prezydentury i prywatne tragedie. Zwykła opowieść o niezwykłym życiu. Kilka zbiorczych biografii pierwszych dam USA mamy na polskim rynku, to chyba!! Pierwsza taka monografia. Chociaż nie… na pewno mamy coś o żonie Clintona? ale wiadomo, Hillary to harpagon, Michelle była jednak zupełnie innym typem. A jaka jest jej historia?
Powiedziałabym, że bardzo zwyczajna i przeciętna. Wyłączając jeden fragment, który wzruszył mnie do łez, cała książka jest bezpłciowa, nie mogłam się w nią zaangażować, bo na jest pisana jak wypowiedź dyplomaty, nawet gdy opisywane są jakieś problemy, kryzysy, to jest to takie posągowe, bez ludzkiego pierwiastka. To jest jak oficjalna dworska biografia, chociaż Obama do końca życia będzie byłym prezydentem i mogą mówić, co chcą dalszym ciągu w tej książce nie ma nic osobistego a dla mnie, to cecha która musi charakteryzować autobiografię, już wspomnienia Dantuty Wałęsy z naszego rodzimego rynku miały w sobie więcej ikry, może to za sprawą zręcznej redakcji, ale Becoming jest jak amerykańska Barbie obiekt pożądania, ale bardzo powierzchowna, bardzo sztuczna, na pewno spodziewałam się czegoś więcej.
Nie wieszam na tej książce psów, bo pokazuje od strony prywatnej rodzinę, która była na świeczniku przez osiem lat, ujmuje mnie ciepło, z jakim Obamowie patrzyli na siebie, byli i są zgraną drużyną, chociaż jedno z nich babrało się w najbrudniejszym biznesie świata. W książce znajdziemy trochę zdjęć, kilka ciekawych i ciepłych obrazków z życia Obamów. Pokazuje Michelle od prywatnej strony, od tej z której ona chce być oglądana, nie tylko jako dodatek do męża, ale istota, która mówi własnym głosem i ma do powiedzenia własną prawdę. szkoda tylko, że bardziej mnie nie porwało.
Katarzyna Mastalerczyk