W polskiej literaturze pojawiły się ostatnio wreszcie powieści akademickie vel kampusowe, ale jest ich nadal tak mało, że każda kolejna cieszy. Zwłaszcza gdy przy okazji zapowiadają się na komedię kryminalną, ponieważ tego gatunku nigdy zbyt wiele (szczególnie że po śmierci Joanny Chmielewskiej komedie kryminalne nie cieszą się wyjątkowo wielką estymą wśród polskich autorów). Dlatego też bardzo mnie ucieszył utwór Aleksandry Rumin pod wdzięcznym tytułem \”Zbrodnia i karaś\”. Nawet jeśli moje związki z opisywanym tam Uniwersytetem im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego są takie, że wiem o jego istnieniu.
Zacznijmy, tradycyjnie, od okładki. Pasuje do treści – to pierwszy plus. Rysunkowa, zabawna grafika kojarzy mi się z rosyjskimi kryminałami z przymrużeniem oka, a to bardzo przyjemne skojarzenie. Ponadto, grafika ma kota. Kot na okładce z pewnością przyciągnie niejednego czytelnika.
Stworzona przez Rumin fabuła jest dość prosta, jeśli odłożyć na bok komizm sytuacyjny i typizację bohaterów. Na kampusie Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (lub też, jak prześmiewczo nazywają go postacie – Uksfordu) dochodzi do morderstwa. W toalecie zostaje znaleziony martwy profesor Ernest Karaś, rzadkiej maści łajdak, którego mógł zamordować dosłownie każdy w okolicy, ponieważ każdy miał motyw, by chcieć się go poznać. Personel niedydaktyczny uczelni, w osobach dwóch sprzątaczek, Jadwigi i Anieli, oraz portiera Stanisława, emerytowanego policjanta, postanawia odnaleźć mordercę. Aktywnie pomaga im w tym kot Stefan, aspołeczna mimowolna maskotka uniwersytetu. Sprawa jednak, z uwagi na osobowość Karasia, zostaje zatuszowana. Wspomnienie nieboszczyka powraca dwanaście lat później. Aniela, już jako autorka bestsellerów, powraca do alma mater na spotkanie z wiernymi czytelnikami. Wszystko się zmieniło, poczynając od budynków uczelni, aż po panujące w jej strukturach stosunki. Odżywa wspomnienie dawnej zbrodni i zaraz potem dochodzi też do nowej. Staje się jasne, że trzeba odnaleźć mordercę – lub morderców.
Kiedy mówimy o współczesnych komediach kryminalnych, skojarzenia z twórczością takich klasyczek gatunku jak Joanna Chmielewska czy Daria Doncowa stają się nieuniknione. Od polskiej królowej kryminału z przymrużeniem oka Rumin zapożyczyła wiele w narracji: gry słowne, skojarzenia wywołujące efekt komiczny, sposób przedstawiania bohaterów i zdarzeń, lekko złośliwy, choć nierzadko z rodzajem przyjacielskiej drwiny. Doncową pachnie przywoływanie całych historii bohaterów z listy potencjalnych morderców. Każdy rozdział pierwszej części jest bowiem poświęcony życiorysowi innej postaci. Dzięki temu zabiegowi Rumin tworzy galerię niezwykle charakterystycznych bohaterów, w których łączy pewien stopień typizacji z zestawianiem ze sobą elementów z różnych porządków, co najczęściej wywołuje efekt komiczny. Mamy więc zbyt przystojnego księdza zwanego Pięknym Michałem, doktora Wacława Pierożka, który zajmuje się płodzeniem dzieci i bliżej niesprecyzowanymi badaniami, przestającego z neonazistami pana z ksera, Justyniana Dobrodzieja…
Książka jest zabawna. Rumin ma niezwykły dar do opisywania zwyczajnych epizodów w taki sposób, że człowiek ryczy ze śmiechu i nie może się uspokoić. Niestety, momentami autorka zwyczajnie przedobrzyła: typizacja wpada więc w szafowanie krzywdzącymi stereotypami, a nadmiar elementów komicznych sprawia, że czytając, momentami miałam wrażenie, jakby książka krzyczała do mnie \”patrz, taka jestem zabawna! Tu się śmiej, tu się koniecznie śmiej!\”. Niemal słyszałam śmiech z puszki jak w sitcomach. Jeśli bohaterowie mają groteskowe życiorysy, nie potrzebują już mówiących nazwisk. Jeśli ktoś ma taki talent komediowy, nie musi sięgać po klasistowskie uproszczenia jak nazywanie dzieci Brajankiem i Alankiem. Co za dużo, to niezdrowo. Na dodatek wśród licznych gagów i zabaw życiorysami bohaterów gubi się fabuła. Cała zbrodnia okazuje się tylko pretekstem do pośmiania się z zaściankowego \”Uksfordu\” – nie ma śledztwa, a tożsamość mordercy nikogo nie obchodzi. Chmielewska zdołała pokazać, że kryminał może być świetną komedią i pozostać przy tym pełnoprawnym kryminałem, toteż od strony fabularnej powieść Rumin mnie rozczarowała.
A szkoda. Gdyby nie te niedociągnięcia, \”Zbrodnia i karaś\” byłaby znakomitym debiutem w swojej klasie. Autorkę jednak mam na oku i wam też radzę. Powieść natomiast przeczytać warto, znakomicie poprawia humor, zwłaszcza jeśli lubicie hektolitry absurdu. Albo skończyliście UKSW.
Joanna Krystyna Radosz