Znacie na pewno takie uczucie, że widzicie zapowiedź i wiecie, że musicie przeczytać. Ja tak miałam, jak tylko zobaczyłam zapowiedź A co wyście myślały, jestem mieszkanką prowincji, wsi, specyficznej, bo odrolnionej, w sąsiedztwie miasta przemysłowego, które w czasie COPu odciągnęło ludzi od ziemi i dało pracę w przemyśle. Wprawdzie do Warszawy mam szmat drogi, ale życie na wsi, dola kobiety na wsi jest mi znana i bardzo chciałam porównać swoje przeżycia, obserwacje. Dwie kobiety koło trzydziestki ruszą na prowincję. Czy ta mazowiecka wieś różni się od tej, w której żyję? Jeśli tak, to jak bardzo. A może kobietą być, jest przekichane, nieważne od regionu? Ach jak ręce mi się rwały do tej książki.
Aleksandra Zbroja i Agnieszka Pajączkowska, wyruszają z Warszawy i kierują się na prowincję Chcą porozmawiać z kobietami, z mieszkankami wsi przycupniętymi dookoła stolicy, w promieniu nawet i stu kilometrów. To specyficzny region, z jednej strony Mazowsze definiowane przez miasto stołeczne, z drugiej region, który poza Warszawą zdaje się nie oferować żadnych atrakcji. Region sztucznie i administracyjnie podzielony z pogwałceniem więzi lokalnych. A jednak od lat żyją tutaj kobiety i cierpliwie znoszą swój los. Niektóre zaraz skończą setkę, inne myślą o maturze. Znoszą męża pijaka, nieroba i babiarza, radzą sobie z wdowieństwem. Nie mają odwagi zostawić męża, inne się nie wahają i bez problemu pasożyta wywalają. Ile kobiet tyle historii. Wspólny mianownik? Jedynie to, że mają chromosomy płciowe XX. Autorki reportażu wybrały tak idealny przekrój społeczeństwa, że lepiej się nie dało, są kobiety wierzące fanatycznie, są i ateistki, są takie, które kazały księdzu się bujać. Każda z nich ma ciekawą historię do opowiedzenia, chociażby tylko ze względu na ten bagaż doświadczeń, podejście do życia. Pochłonęłam ten zbiór jednym tchem.
Trochę brakuje mi słów, by napisać, jak zachwyciła mnie ta książka. Przede wszystkim jest w niej prawda, taka naga i nieoszukiwana. Bo polska wieś pełna jest paradoksów. Można mieszkać w pałacu rodem z secesyjnego Południa i mieć starą komórkę. Można deklarować się jako ktoś o szerokich horyzontach, łaknący spojrzenia z różnych stron, ale odrzucać np. TVN 24, bo tam mówią inaczej. Podejście do wiary, do religii, a nawet do polityki, tak cudownie różne, ale prawdziwe. Jako mieszkanka wsi odnajduję w tym reportażu najważniejsze wątki. Dziedziczenie niezaradności, zgoda na marną perspektywę, bo tak trzeba, jakby całe życie trzeba było się udręczać.
W tych wypowiedziach znajdziecie też dowód, że nikt nie jest surowszym sędzią dla kobiety, niż druga kobieta. Moim zdaniem ta książka jest na wagę złota!! Świetna. Gorąco polecam!!
Katarzyna Mastalerczyk