Od lat życie kobiet stanowiło inspirację dla twórców. Kobiety są wdzięcznym tematem. Może ich życie nie było tak dynamiczne, jak mężczyzn, ale świat ich przeżyć zdecydowanie jest bogaty. Tutaj dostać mamy książkę, która sportretuje cztery niewiasty i nas wzruszy. Czy taka obietnica nie będzie na wyrost? Na pewno przyciąga uwagę okładka. Każdy, kto lubi piękno, zwróci na nią uwagę. O autorze słyszałam pierwszy raz, dlatego tym łatwiej było nie mieć po prostu żadnych oczekiwań. Ani dobrych, ani złych. Chociaż przyznam się Wam, że do książek tak cienkich a jeszcze podzielonych na mniejsze części podchodzę sceptycznie, boję się, że nie zdążę się wciągnąć. To mój największy problem z mniejszymi formami.
Cztery kobiety to utwór, który ma sto lat. Nie wiem, czy Paul Heyse jest znany na Zachodzie, ja słyszałam o nim dopiero pierwszy raz i ta książka to moje pierwsze spotkanie z autorem. Niniejszy tom to zbiór czterech nowel. Nowele te opowiadają o kobietach i są przesiąknięte smutkiem. Chyba już zawsze nowele będą kojarzyły mi się z ciężką i smutną atmosferą. Beatrice, Lotka, Garcinda i Filomena, cztery kobiety są sposobem, by pokazać inne ujęcie miłości, do tej pory pokazywano nam, że miłość to metoda na burzenie murów, to coś, co uwzniośla i tchnie w nas siły do pokonywania barier tymczasem, uczucie pozwala też nas dotknąć, zaatakować, zwłaszcza gdy jesteśmy kobietami w czasach, gdy te mają niewiele do gadania. Niby nic nowego, bo takie wątki były już pokazywane, ale tym razem, gdy nacisk położono na ten aspekt, wyraźnie rzuca się to w oczy i daje do myślenia.
Nie wiem, dlaczego na rynku wydaje się tyle chłamu, gdy takie książki są zapomniane i pokrywają się kurzem. Przyznaję, może ta książka nie jest porywająca i nie sprawia, że doznamy wyrzutu adrenaliny, ale na pewno spędzimy przy niej miłe, refleksyjne chwile. Podział na cztery, bardzo spójne ze sobą nowelki sprawia, że dosyć szybko się z nią rozprawimy. To dobra książka napisana ładnym językiem, dająca do myślenia, otwierająca oczy na pewne aspekty życia. Może czasami warto powstrzymać się w biegu po nowości, po świeżo napisane książki, by sięgnąć po te starsze, nieznane czy nawet zapomniane dzieła, by odkryć, to czym żyli pisarze kilka dekad temu. Chętnie poczytałabym inne teksty autora, wydaje się bacznym obserwatorem, który nie idzie w swej twórczości na łatwiznę. Może na pierwszy rzut oka, jakiego język używa, może być odstraszający, ale sądzę, że warto przełamać te uprzedzenia!
Katarzyna Mastalerczyk