Czasami tajemnice, które nas otaczają, nie chcą być odkryte. Ślady rozmywają się w kłamstwach pozornie nieznaczących słów. Kolejne poszlaki mieszają w głowie, a sekrety zdają się częścią śmierci, której sprawce trzeba odkryć. Tylko czy zawsze warto dążyć do prawdy? Ile ty jesteś w stanie poświęcić? Tak właściwie w imię czego?
Sierżant szt. Szadurski jeszcze nie ochłonął po ostatniej akcji w rezerwacie Beka, a już dostał nowe wezwanie. I tym razem musi stawić się na miejscu kolejnego przestępstwa. Podłoga hali produkcyjnej zakładu produkującego mrożonki mieszczącego się w Szelewie spłynęła krwią. Na miejscu zdarzenia nie ma jednak ciała ani zapisu monitoringu. To komplikuje znacznie sprawę.
Nawet odnalezienie ciała brygadzistki zdaje się niewystarczające, by rozwikłać zagadkę zabójcy. Powstają trzy grupy śledcze. Szadurski pod ścisłym nadzorem naczelnika i prokuratora prowadzi sprawę, która dopiero zaczyna się komplikować. Dyrekcja zakładu ma coś do ukrycia, manipuluje dowodami i zeznaniami świadków. Jeden z najważniejszych świadków umiera w tajemniczych okolicznościach. Sierżant wie, że coś w tej sprawie mocno śmierdzi. Zmuszony jest, by uciekać się do niekonwencjonalnych metod, choć czuje, że sprawa brygadzistki ma na niego zbyt mocny wpływ.
Znikający świadkowie, podkładane dowody i wszechobecne niewiadome. To wszystko staje się udziałem Szadurskiego, który za wszelką cenę chcę odkryć winnego zbrodni. Czy ta sprawa będzie miała swój finał? Kto zabił i dlaczego? Ile poświęci sierżant, w drodze prowadzącej do rozwikłania kłębiących się zagadek?
Czerwony lód skusił mnie enigmatycznym opisem i obietnicą dobrej powieści kryminalnej, której bohaterowie intrygują od pierwszych kart przedstawianej historii. Czy rzeczywiście tak było?
Małgorzata Radtke ma ciekawe pióro. Czytelnik nie ma problemu ze wciągnięciem się w historię, którą autorka przedstawia niespiesznie. Nawarstwianie się tajemnic i co rusz nowe przeszkody uniemożliwiające jasną ocenę sytuacji, sprawdzają się świetnie. Wywołują niepokój i ciekawość, która pcha czytelnika coraz głębiej, gdzie historia zdaje się mieć drugie dno. Autorka miesza nam w głowach, niczym spreparowane dowody mącą umysł Szadurskiego. Tak, przyznaje, pomysł na fabułę do mnie trafił.
Czerwony lód czyta się szybko, akcja nie zwalnia a dowody i podejrzani zmieniają się jak w kalejdoskopie. Niby już wiesz, kto jest sprawcą, aż tu nagle droga do rozwikłania zagadki niebezpiecznie pikuje ku dołowi i zostawia nas z mętlikiem w głowie. Niczym policjant na gorąco musisz dedukować, szukać poszlak i sprawdzać co się nie klei w zeznaniach, a w tej sprawie dzieje się sporo.
A co z bohaterami?
I w tym wątku dużo się dzieje. W przypadku głównej postaci, czyli Sierżanta Szadurskiego mam jednak mieszane uczucia. Dość długo nie dał się lubić i w sumie po skończonej lekturze nadal nie wiem, co o nim sądzić. Mam nadzieje, że moje uczucia wyklarują się po kolejnej odsłonie przygód Szadego. Co do reszty, było łatwiej. Ich różnorodność sprawdza się świetnie. Długo nie można ich rozgryźć, a nawet jeśli wiemy, że kłamią, to długo nie jesteśmy w stanie odkryć motywu tych działań.
Czerwony lód nie jest wolny od błędów i małych potknięć, ale na szczęście nie stanowią oni zabójcy przyjemności związanej z lekturą. Całość przekona zarówno fana kryminału, jak i tę grupę nielubiących się z tematem. Temat tuszowania przez korporacje, zamiatanie pod dywan wszystkiego, co niewygodne i nieprzynoszące zysku, napędza całość i stanowi mocną podstawę tej historii. Z chęcią sięgnę po kolejny tom. Kto wie, może Szady w końcu zyska w moich oczach uznanie.
Marta Daft