\”Lekarz obłąkanych\” Xaviera De Montepina był dla mnie swego rodzaju sprawdzianem. Od lat zaczytuję się w podobnych gatunkowo historiach, jednak w tym przypadku mamy do czynienia z charakterystycznym dla epoki stylem pisania, a także opisem mentalności bohaterów. Mimo kilku wątpliwości względem części pierwszej, z ciekawością sięgnęłam po drugą odsłonę tej historii. Warto?
Pozostajemy razem z bohaterami w osiemnastowiecznym Paryżu, jedynie chwilami przenosząc się w inne miejsca, chociażby na statek w drodze do Nowego Jorku. Winny tragicznych wydarzeń w poprzedniej części wciąż pozostaje na wolności, a sprawiedliwości wciąż nie stało się za dość. Dlatego z dozą obłąkańczej wręcz przyjemności przyjęłam fakt, że autor w dużej mierze postawił tutaj na klasykę kryminału. Mamy tutaj ludzi rozpaczliwie pragnących odkryć prawdę. To pościg za mordercą (a także trucicielem), gdzie nie brakuje subtelnych gier w kotka i myszkę. To tajemnice, także te z przeszłości, łączące ludzi w zupełnie nieoczekiwany dla czytelnika sposób. Szala zwycięstwa w tym dziwnym, emocjonującym pościgu przechyla się raz w jedną, raz w drugą stronę. Czy marynarzowi z przeszłością uda się pomóc sprawiedliwości osiągnąć triumf? Jak wiele osób musi jeszcze zginąć?
Jak wiadomo, w walce z czystym złem słabym punktem zwykle okazuje się miłość… czy tym razem namiętność i uczucie będzie w stanie przezwyciężyć trudności?
\”Panna Baltus zamilkła, jeżeli nie przekonana, to przynajmniej pokonana.\”
No dobrze, w przypadku kontynuacji zawsze stawia się pytanie, czy dorównuje ona poprzedniczce. W moich oczach, zdecydowanie tak. Część druga zauroczyła mnie swoim kryminalnym, trochę detektywistycznym klimatem, w którym uczucia są elementem wspaniale uzupełniającym. Trzeba przyznać, że \”Lekarz obłąkanych\” typowym kryminałem nie jest, ale podczas czytania odczuwa się odpowiedni klimat i to zdecydowanie ułatwiło i umiliło mi lekturę. Dodatkowo mamy tutaj do czynienia z mnóstwem opisów, co w połączeniu ze specyficznym stylem pisania sprawiało, że w historii pojawiały się dłużyzny. Na szczęście, nie tak trudne do przyjęcia jak w części poprzedniej. Mamy tutaj trochę mniej ekspozycji i niepotrzebnych wątków, wszystko wydaje się być na swoim miejscu, co, oczywiście, nie przeszkadza autorowi wprawiać czytelnika w stan kompletnego zaskoczenia. Dużo tutaj zwrotów akcji, które odwracały mój punkt widzenia całej historii o sto osiemdziesiąt stopni.
\”Lekarz obłąkanych\”, zarówno pierwsza jak i druga część, są dla osób lubiących literaturę dziewiętnastowieczną. To określony styl pisania i, co widoczne także w tej pozycji, styl myślenia, do którego osobiście nie jestem przyzwyczajona, lecz wielu czytelników zaczytuje się w podobnych historiach. Dla mnie to opowieść choć fabularnie przyjemna i ciekawa, to w ogólnym odbiorze trochę trudna i momentami nudnawa. Sami zdecydujcie, czy jesteście na to gotowi.
Monika Majorke