Ian McEwan to autor znany, chyba nie znajdziemy osoby, która kocha czytać i powie, że nie słyszała. Od lat słyszałam o tym autorze i z dekadę temu, gdy do kin wchodził film Pokuta, będący ekranizacją powieścią autora, nawet mi się spodobał, sięgnęłam po książkę i, no powiedzmy, że mnie nie zachwyciła, ale może dlatego, że film był naprawdę dopieszczony, muzyka, zdjęcia, aktorstwo, coś wspaniałego. W ten sposób po prostu mój zapał do McEwana osłabł, zaś rok temu w sierpniu byłam w kinie w galerii handlowej, a tam w księgarni była promocja, właśnie na jego książki, Pokutę mam w jakimś tanim kieszonkowym wydaniu, to szarpnęłam się na porządne wydanie z Albatrosa. A później dostałam SMS z mojego DKK, na którym nie byłam z dwa lata (hańba mi), że będziemy czytać właśnie W Imię dziecka, na spotkanie nie dotarłam, ale książka z okładką filmową trafiła na stos. Kilka tygodni na stosie hańby zalegała.
Bohaterką tej książki jest Fiona Maye, jest ona sędzią, zajmuje się sprawami rodzinnymi. Poważana jest w środowisku za swój profesjonalizm, trafne wyroki, jest kobietą bardzo poukładaną. Wiedzie, życie, o jakim skrycie marzymy, spełniona zawodowo, w udanym związku z długim stażem. Tymczasem jej mąż spokojnie oświadcza jej, że to ostatni moment, by przeżyć coś ekscytującego i, że chce wdać się w romans. Owszem, kocha żonę, ale chce dodać życiu emocji. To oświadczenie wytrąca Fionę z równowagi. Jakby perturbacje w życiu prywatnym pani sędzi, było mało, to na wokandę trafia skomplikowana sprawa, bo gdzie kończy się, żarliwa wiara, a gdzie zaczynają się objawy braku zdrowego rozsądku, czy możemy rościć sobie prawo do decydowania o tym, co dobre dla innych skoro mamy problem ze skierowaniem własnego życia, na dobry tor?
Dwieście pięćdziesiąt stron powieści niespiesznej, pełnej trafnych obserwacji i dopracowanych obrazów. Autor pochyla się nad tematem bardzo ważnym, o którym myślimy stosunkowo rzadko, bo chyba rzadko prawo i moralność stają w tak jasnym konflikcie. Czy możemy lekceważyć czyjś sprzeciw sumienia? Ta instytucja w Polsce ostatnio ma kiepską prasę, bo była raczej krytykowana, bez głębszej refleksji. W Polskich filmach taki wątek mamy zwykle przy okazji Świadków Jehowy, umierającego dziecka i rodziców, którzy z powodów religijnych nie zgadzają się na transfuzję, znowu, zwykle jest to temat ukazany bardzo płytko. Czy McEwan udźwignie ten temat, czy pomoże znaleźć nam clou problemu? Sprawdźcie, czy wy zaangażujecie się w ten temat, czy będziecie o tym myśleć i próbować wyrobić sobie własne, rozbudowane zdanie. Teraz planuję ogarnąć film, para z okładki powinna gwarantować wspaniałe doznania.
Katarzyna Mastalerczyk