Pół mojego życia temu wśród moich rówieśników furorę robił Paulo Coelho, jego powieść Alchemik o pracy nad sobą, spełnianiu marzeń i samorozwoju była hitem. Gdy trafiła do mnie powieść Bezcenny dar to leżała na stosie hańby, wstyd się przyznać ile, ale gdy już ją zdjęłam i zaczęłam czytać opis, skojarzyło mi się właśnie z tą powieścią. Dziś Alchemik jest raczej symbolem kiczu i tandety, wyświechtane slogany Coelho budzą raczej politowanie, niż inspirują. Nie jestem hipokrytką, gdy miałam naście lat, szukałam w tych książkach jakichś prawd, pomagały mi w poszukiwaniach swojej drogi. Byłam ciekawa, jak po tylu latach spojrzę na tego rodzaju książkę, czy wniesie coś do mojego życia? Wzbudzi jakieś emocje?
Umiera głowa rodu Red Stevens. Pozostawił po sobie ogromny majątek. Za życia zajmował się handlem ropą, bydłem, ale był też filantropem. Jego rodzinie niczego nie brakowało, co zmieniło ich w stado roszczeniowych pasożytów. Po śmierci nestora, jego przyjaciel i prawnik wzywa krewnych i odczytuje testament. W specyficznym stylu każdy spadkobierca po wysłuchaniu swojego fragmentu opuszcza salę, ponadto nikt z nich nie dostaje majątku tak, by móc go przepuścić, obwarowane jest to wieloma przepisami. Finalnie zostaje na Sali stryjeczny wnuk zmarłego, młody, gniewny chłopak, wychowany w dobrobycie i wiodący próżniacze życie. Stryjeczny dziadek zapisuje mi bezcenny dar, który dostanie, gdy przejdzie przez szereg zadań, które nadzorować będzie właśnie prawnik i to on oceni realizację zadania. Zadania mają na celu zmienić próżniaka w człowieka wrażliwego na świat i innych ludzi, świadomego tego, co w życiu jest ważne.
Sam pomysł na książkę nie jest czymś nowym, podobny zabieg, a mianowicie starania o obiecany zapis mamy w młodzieżowej powieści Montgomery Dzban ciotki Becky, wątek doskonalenia siebie w imię przyobiecanej nagrody jest jak z Alchemika, ta książka jest utrzymana w stylu amerykańskiej powieści moralizatorskiej. Pomysł ciekawy, wykonanie też nie najgorsze, bo powiem wam, że się wzruszyłam i miałam łzy w oczach. Niestety autor potraktował temat powierzchownie, książka jest jakby konspektem. Już powiem Wam dlaczego. Otóż spadkodawca zleca zadanie, chłopak często ma znaleźć jakichś ludzi, w określonym wieku, z jakimś problemem i później wysnuć wniosek. On owszem tych ludzi znajduje, pomaga im, ale brakuje mi refleksji. Za łatwo dokonuje się ta zmiana, tak dzieje się tylko w książkach religijnych i w bajkach. Dla dorosłego człowieka to nie jest wiarygodne.
Właśnie książka wydaje mi się adresowana bardziej do młodzieży, tutaj zetknięcie starego prawnika z młodym człowiekiem, takie połączenie dwóch światów, będzie może bardziej dające do myślenia. Książka nie jest zła, ale nie da się wiarygodnie opisać przemiany człowieka, w tej konwencji, na niespełna dwustu stronach. Co nie zmienia faktu, że to taka optymistyczna lektura, która może przypomnieć nam o pewnych sprawach, o tym, co naprawdę jest ważne!
Katarzyna Mastalerczyk