Powoli przyzwyczajam się do myśli, że nieważne, jaka pora roku mnie dopadnie, nigdy nie odmawiam książce, która daje mi szansę do eskapizmu. Udawać się na emigrację wewnętrzną – cóż piękniejszego. Tym razem było ciężko, bo dookoła szalały przygotowania przedślubne, umówmy się, nie narobiłam się, ale intensywnie myślałam, że coś muszę zrobić. Do tego stopnia, że w sobotę rano uświadomiłam sobie, że nie mam torebki, tzn. mam, ale nie wiem gdzie. No więc trudny to był czas, ale książka o tak cudownej lawendowej okładce nieustannie mnie kusiła. Skandynawska autorka, której nie kojarzyłam, pisze o Francji, o perfumach, zapachach. Z tego mógł wyjść równie dobrze hit, jak i kit.
Ingrid przyjeżdża do Francji, dużo rzeczy ostatnio jej się posypało, przybywa do fabryki perfum śladem małej buteleczki, buteleczki, która oznacza coś ważnego dla jej ojca, a ona chce ten ślad uchwycić, chce rozwiać sekrety swojej rodziny. Niestety w fabryce Ingrid wydaje się intruzem, nie ma dla niej dobrego miejsca noclegowego, z ulicy nie chcą jej zatrudnić. To wszystko się udaje, ale dziewczyna naje się nerwów. Wkłada wiele wysiłku, by pokazać, że nie zmarnuje szansy, którą dostała, ale jednak nadal ciężko jej odnaleźć się w tym miejscu? Czy wśród pachnących olejków, tajemnych receptur znajdzie to, co ją przegnało tu przez taki kawał drogi?
Jest to książka wykorzystujący znany motyw rzucenia swojego miejsca, odcięcia się od przeszłości i pójścia przed siebie, z nadzieją, że inne miejsce to inne problemy. Niestety, tak działa to tylko w książkach. Przeprowadzka nawet o tysiące kilometrów nie zmienia naszej natury, która często współodpowiada za nasze problemy. Jeśli więc szukacie powieści realistycznej, to nie tu. Ta książka pomimo problemów, które porusza, jest jednak pisana ku pokrzepieniu serc, ma wlać w nasze serca otuchę, pokazać, że może być lepiej. Niewątpliwym atutem tej powieści jest świat perfum. Nie znam kobiety, która umiałaby oprzeć się tym flakonikom, w których zaklęto najcudowniejsze zapachy, każda z nas ma określony gusty i często bez ukochanych perfum czujemy się nagie, co najmniej nie do końca ubrane. Dlatego ten wątek bardzo mi się podobał, autorka oddaje cudownie klimat, sprawia, że chętnie byśmy się wybrali do jakiejś fabryki i zobaczyli, jak to wygląda, a właściwie jak pachnie.
Perfumiarka to powieść w określonym gatunku, mamy w niej przewidywalność, wiele uproszczeń, ale książkę czyta się naprawdę dobrze, jest idealnym wytchnieniem po ciężkim dniu i zagwarantuje nam sympatyczny weekend.
Katarzyna Mastalerczyk