Jeśli ktoś weźmie pod uwagę ostatnią recenzję, jaką pisałam dla portalu DużeKa, może dojść do wniosku, że chyba mam z kimś poważny problem. Wtedy skupiłam się na truciznach, dziś zaś ? na żądzy zemsty. Zemsty, która przybiera postać trzech kobiet, które darzą szczerą nienawiścią tego samego mężczyznę. Wojna płci czy tylko zranione uczucia?
Imogen żyje w trudnym małżeństwie. Jej mąż Phillip stara się uczynić z jej życia piekło. Gdy pewnego dnia niespodziewanie każe kobiecie wyprowadzić się z domu przed końcem miesiąca pod groźbą odebrania jej syna, Imogen traci panowanie i… wtrąca go do piwnicy. W końcu zyskuje kontrolę nad biegiem wydarzeń. Nie spodziewa się jednak, że w swoje plany będzie musiała wprowadzić jeszcze dwie kobiety – Ruby (byłą żonę Phillipa) i Naomi (jego nową dziewczynę). Jak może wyglądać zemsta trzech eks, które mają wiele do zarzucenia temu samemu mężczyźnie?
Cóż, z pewnością zapowiadało się obiecująco. Zapowiedzi mają jednak to do siebie, że kuszą, omamiają i zarzucają przynętę. W końcu wydawca musi przyciągnąć czytelnika, nawet jeśli książka nie jest dobra. Ktoś wyżej zdecydował, że ma być wydana, więc co tu teraz zrobić, by namówić do jej kupna, prawda? Wyglądałoby więc na to, że w moim przypadku marketing wydawnictwa zrobił niezłą robotę. Sięgnęłam przecież po książkę. Tylko że chyba jednak trafiła nie do tego czytelnika… albo naprawdę jest tak marnie przeciętna.
Thriller jest gatunkiem, po którym oczekuję emocji, napięcia (rosnącego z kolejnymi rozdziałami) i mocnego punktu kulminacyjnego. Tutaj czegoś ewidentnie zabrakło. Może dlatego, że już w pierwszym rozdziale wiemy dokładnie, jak potoczy się reszta tej historii i cały element zaskoczenia idzie *wiecie, co robić* w krzakach. Zresztą cała fabuła wydała mi się mało wiarygodna, źle poprowadzona i nieprzemyślana.
Bohaterowie to też nielogicznie postępująca i chyba też nie do końca wykreowana i zaplanowana grupa. Phillipa znienawidzi każdy czytelnik, chyba że ma coś nie tak z głową i podejściem do przemocy w rodzinie. Każda z jego trzech kobiet już nie raz powinna znaleźć się na policji z oficjalną skargą. W ich historii znalazło się tyle zbędnych faktów (jak ten pies z najnowszego sezonu \”The 100\”, który pojawił się na kilkanaście sekund, by zostać kompletnie zapomnianym w kolejnych odcinkach) i tak wiele dziur logicznych, że momentami mogłam tylko załamać ręce.
Wciąż jednak dotarłam do końca historii. Bez elementu zaskoczenia, bez emocji, bez szczególnego napięcia, niemniej dało się doczytać do końca bez całkowicie rozszarpanych nerwów i wciąż z włosami na głowie. Jo Jakeman zdecydowanie powinna bardziej zastanowić się nad tym, jak powinno się budować thriller, jego bohaterów i postaci, ale językowi, którym tę niespójną historię prowadziła, nie mam nic do zarzucenia. I ta okładka… ech, mnie właśnie ona złapała na haczyk.
Natalia Pych