Osiemdziesiąt lat minęło. W tym roku będziemy obchodzić bardzo okrągłą rocznicę wybuchu wojny, która zmieniła nasz świat Od września \’39 roku inaczej patrzymy na życie. Ten rok został zdefiniowany przez wojnę. Jakie było ostatnie lato przed nawałnicą. Podobno piękne, podobno upalne. Czasami w książkach, w filmach pojawia się taki motyw, gdy widzimy ludzi, którzy zaraz wpadną w sam środek cyklonu. Jeszcze beztroscy, jeszcze skupieni na prozie życia, podrywający dziewczyny, przeżywający pierwsze miłości. Właśnie o tej prozie jest ta książka. Co zajmowało ludzi, nim nadciągnęli jeźdźcy apokalipsy? O czym myśleli, nim zaczęli się skupiać na walce o przetrwanie. Wspaniała książka, właśnie na teraz, lepiej z czasem nie można się wstrzelić.
Ostatnie lato spokoju, chociaż wiele osób mówiło, że coś wisiało w powietrzu, to ludzie żyli zwykłym życiem, pojedziemy z nimi do kurortów. Modne były wyjazdy na wczasy. Autor niezwykle realistycznie pokazuje życie owego lata, oddaje głos prawdziwym ludziom, którzy pamiętają, zadziwiające szczegóły, bo przedziwne detale zostają w pamięci. Ta książka to opowieść o zwykłych chwilach, ludziach, którzy snują plany na przyszłość, planują rozwój zawodowy. Autor chce oddać atmosferę lata w \’39 roku. Czy poczujemy klimat? Dla mnie niedoścignionym wzorem dzieła, które niesamowicie oddaje klimat tego roku, jest film Jutro idziemy do kina, ile razy oglądamy go z Mateczką, tyle razy na koniec jesteśmy rozbite. Czy Marcin Wilk dokonał czegoś podobnego?
Z żalem muszę odpowiedzieć, że nie. Ta książka to na pewno gratka dla wielbicieli obyczajów i życia prywatnego międzywojnia. Niestety konwencja tej książki, skakanie po tematach, po osobach, sprawia wrażenie sporego chaosu i utrudnia nam zżycie się z bohaterami tej książki, a tylko tak mogłabym zaangażować się w tę opowieść. Ponieważ tak się nie dzieje, czytałam to bardzo neutralnie. Nie mogę odmówić tej książce waloru edukacyjnego, bo mogłam zobaczyć, jak żyli wtedy ludzie, co ich interesowało, co zajmowało, o czym rozmawiano, jak zmieniały się nastroje społeczne, ale miałam nadzieję na więcej zaangażowania. Byłam pewna, że zaczytam się w tej książce po uszy i będę poturbowana wewnętrznie. Tymczasem, raz, że nie mogłam się wciągnąć, bo nie mogę napisać, że styl jest porywający, dwa, że naprawdę oczekiwałam czegoś innego. Dobrze, że takie książki powstają, dobrze, że pokazują nowe aspekty życia, ale oczekiwałam czegoś innego. To niezły reportaż, a chyba lepiej sprawdziłaby się powieść, czasy ciekawe, mamy gotowy scenariusz, a sądzę, że czytelnik wówczas byłby bardziej zaangażowany.
Katarzyna Mastalerczyk