Szczęście to bardzo trudny do określenia twór. Można odczuwać szczęście w wyniku jakiegoś zdarzenia, można się uszczęśliwić prezentem, można czuć szczęście w pobliżu pewnych ludzi, jednak jest jeszcze szczęście, które nie jest intensywnym odczuciem, a mimo wszystko stanowi nieodłączną część codzienności – właśnie je bardzo trudno jest zdefiniować bowiem często nie zdajemy sobie sprawy z tego, czy na co dzień jesteśmy szczęśliwi czy nie. Powieść Katie Williams Maszyna szczęścia próbuje dotknąć właśnie tego problemu, jednak niestety TYLKO próbuje, gdyż oprócz wyraźnego braku puenty, powieść stanowi dość luźno powiązane opowieści rodem z serialu \”Black Mirror\”.
Niby autorka stara się snuć dość linearną i spójną fabularnie opowieść, ale ewidentnie brakuje jej pomysłu na poprowadzenie jednego, konkretnego wątku, przez co próbuje szokować kilkoma prostymi historyjkami, w których elementami wspólnymi są po prostu bohaterowie oraz tytułowa maszyna szczęścia, a czym ona jest?
Wyobraź sobie, że istnieje maszyna, która jest w stanie podać ci indywidualny przepis na szczęście, zrobiłbyś taki test? Nawet jeśli jej zalecenia byłyby dziwne? Szokujące? Pearl pracuje w firmie zajmującej się doradztwem szczęścia, jednak w jej własnym domu mieszka najbardziej nieszczęśliwa istota na świecie – jej własny syn, który odmawia wykonania testu i zdaje się karmić własnym nieszczęściem. Kobieta nie może się z tym pogodzić, jednak czy można kogoś uszczęśliwić na siłę?
Pearl jest, poniekąd, główną bohaterką tej książki, jednak tak naprawdę fabułę tworzą tutaj poszczególne historie, a Pearl po prostu przewija się jako stały element. I niby jest nieco szokująco, ale w zasadzie w każdej historii brakuje takiej kropki nad i, która naprawdę wzmocniłaby przekaz. Odcinki przywołanego powyżej \”Black mirror\” w większości charakteryzowały się nie tylko mocnym scenariuszem, który po prostu wciągał, ale również przynajmniej jednym elementem, który wywoływał wstrząs. W przypadku tej książki, mniej więcej w połowie zorientowałam się, że historia nie zmierza w przewidzianym przeze mnie kierunku, a pod koniec, że nie zmierza w zasadzie w żadnym kierunku bowiem największą wadą Maszyny szczęścia jest brak puenty.
Powieść Katie Williams jest niedopracowana, choć trzeba przyznać, że pomysł który jej przyświecał jest oryginalny, dlatego żałuję, że jego potencjał nie został wykorzystany w całości. Na pewno, nie można powiedzieć, że czas spędzony z lekturą był stracony, nie można też powiedzieć, żeby była to książka napisana kiepsko, jednak braki, szczególnie w warstwie fabularnej mocno wpływają na jej odbiór i ocenę. Warto jednak kibicować autorce, być może ma w głowie jeszcze więcej takich ciekawych pomysłów, nad resztą zawsze można przecież pracować.
Żaneta Fuzja Krawczugo