Gdy zobaczyłam zapowiedź książki To nie deszcz to ludzie, od razu się na nią napaliłam. Podświadomość. Leżała ta książka i czekała, bo trochę się jej bałam. Inna sprawa, że największą wenę do wspomnień, wywiadów-rzek mam, gdy w powietrzu czuć dym palonych liści, gdy już coraz bliżej do jesieni. Zaczęłam czytać w parne sierpniowe popołudnie, a skończyłam w ulewny dzień. Każdy zna to przekleństwo, obyś żył w ciekawych czasach. Halina Birenbaum przeżyła życie, w bardzo ciekawych, dynamicznych, tragicznych czasach. Czytając, co Ją spotkało można stracić chęć do życia. A ta niezwykła kobieta działa, wciąż agituje za pokojem i pojednaniem. Gdy w Polsce odradza się antysemityzm, Ona przypomina, jak może się to skończyć, że to nie przeminęło z wiatrem rozwiewającym dym nad Auschwitz.
Halina Birenbaum urodziła się w rodzinie warszawskich żydów. Jej rodzina była zasymilowana, nie byli ortodoksami, kultywowali żydowskie tradycje przez szacunek dla przodków, nie z bogobojności. Nie byli ani bardzo zamożni, ale nie byli biedotą. Zwykła rodzina, najmłodsza córka związana z matką, wpatrzona w najstarszego brata. Dziewczynka, która marzyła i snuła plany na przyszłość. A później przyszedł \’39 rok, bombardowanie Warszawy, które zmiotło z ziemi dom Hali, musieli się tułać, aż w końcu było getto. Głód i strach, deportacje. W końcu wybuchło powstanie, bunkier na Miłej i wywózka, pociągi do Treblinki, ale Hala z Matką miały trafić na Majdanek, ucieszyły się, bo to dawało nadzieję, w tym nieludzkim transporcie. Dla Hali zaczęła się tułaczka po obozach. A koniec wojny nie oznaczał dla niej powrotu do normalności, wyzwolenie nie wyzwalało od wspomnień. Ta książka to wywiad z kobietą, która jest głosem Shoah, nie kroniką, a zapisem przeżyć. Książka jest zapisem rozmowy o życiu i tych tragicznych przeżyciach. Obowiązkowa lektura.
Czasami myślę, że już przeczytałam tyle książek o Zagładzie, że już nic mnie nie zaskoczy, czy nie ruszy, a później trafiam na taką opowieść i wiem, że każda z tych historii, wciąż mnie porusza, wciąż nie zobojętniałam. Halina Birenbaum była niewiele młodsza od mojej Babci, gdy wybuchała wojna, ale była Żydówką w Warszawie, chyba nie można było gorzej trafić na życiowej loterii. Ta książka przykleja do siebie, człowiek czyta ją i jest jak sparaliżowany, autorka relacjonuje swoje przeżycia, bez epatowania z naturalnością kobiety, która przeżyła wszystko, widziała piekło, a zachowała w sercu miłość i dobro. Nie wybiela siebie ani swoich pobratymców, pisze prawdę. Prawdę, która nie jest ubrana w wielkie słowa, to prawda scen, prawda chwili, która jest uniwersalna, nienawiść zaczyna się w ludziach, ale tylko człowiek może ją pokonać. Niestety potrzebujemy takich książek, aby pokazać, że wojna nie jest dobra dla nikogo, nienawiść niszczy.
Boże, jakie to są emocje, wstrząsające przeżycia, dużo w książce zdjęć, nadających autentyczności i napawających takim strasznym uczuciem, gdy z kart patrzą na nas ludzie, którzy odeszli a takich okolicznościach.
Katarzyna Mastalerczyk