Parę lat temu, gdy tylko odkryłam serię książek o Molly Murphy, wpadłam jak śliwka w kompot, Matkosia moja też często dopytuje o kolejny tom. Niestety wychodzą raz w roku, co doprowadza mnie do płaczu. W serii wyszło już koło dwudziestu tomów, jak tak dalej pójdzie, nie dożyję finału. Uwielbiam kryminały retro, a Rhys Bowen pisze jedne z najlepszych. Nie ucieka od ówczesnych czasów, pisze o prawach kobiet problemach Nowego Jorku, daje nam okazję do zanurzenia się totalnego w te czasy. No i kocham te okładki, sepia i zadziorna dziewczęca twarz na okładce. Skoro ongi zekranizowano Murdocha, może i Molly doczeka się swojego czasu na ekranie, bardzo bym chciała.
Straciłam już rachubę, który to tom, siódmy? Nie, sprawdziłam to już ósmy tom, w którym Molly znowu wejdzie cała w jakąś sprawę. Jest cudownie zawzięta i ciężko ja okiełznać. Spotykamy ją w trudnym momencie, dochodzi do siebie po ciężkiej grypie, a jej ukochany, który po okresie infamii wrócił do pracy, oddaje się jej całkowicie. Molly nie wie, czy była tylko chwilową rozrywką, bo widuje Daniela coraz rzadziej. Wychodzi z sąsiadkami walczyć o prawa kobiet i poznaje wykształcone, zamożne kobiety, które miały kiedyś wielkie marzenia, ale teraz ich życie to mąż i dom. I sama nie chce tak skończyć. Właśnie ta demonstracja jest okazją do zdobycia nowej klientki. Otóż Emily jest córką misjonarzy, którzy w Chinach zmarli na cholerę, ale od pewnego czasu uważa, że coś z jej pochodzeniem jest nie tak, dlatego zatrudnia Molly. A jedna z przyjaciółek Emily podejrzewa, że zdradza ją mąż. Kolejne zlecenie. I chociaż Molly ochoczo przyjmuje oba, nie wie, jak to wszystko się niepokojąco rozwinie. Dodatkowo jej Daniel utknął w poważnej sprawie, czy znów pomogą sobie nawzajem?
Powiem Wam ani się oglądnęłam, a już tę książkę czytałam. To taki znany paradoks książek, które super się czyta, z jednej strony chcemy już ją skończyć, żeby wiedzieć, co się stało, jak i dlaczego, a z drugiej, jak skończymy, czekają nas długie miesiące czekanie. Aż serce boli. Bardzo udany jest ten tom. Autorka jak zwykle z wyczuciem łączy, jest i Nowy Jork i podróż na prowincję. Tutaj początek to wątek sufrażystek, emancypacji kobiet, walki o prawa wyborcze oraz aspiracji kobiet do bycia kimś więcej niż żoną. Jednak tematy, które opisuje Bowen, nie skupiają się nigdy na jednym wątku, tutaj mamy walkę o lepsze jutro, no i ten klimat Nowego Świata z początku XX wieku, mnie to kupuje w całości. Styl autorki bardzo mi odpowiada, nie mogę się oderwać!!
Katarzyna Mastalerczyk