Są tacy, którzy mówią: \”Lubię Sherlocka\” i tacy, którzy twierdzą: \”Sherlocka się nie lubi tylko kocha\”. Ja osobiście długo się wzbraniałam przed poznaniem go. O ile w ogóle da się Sherlocka nie znać, bo przecież jest to postać – nie boję się powiedzieć – kultowa, często wykorzystywana przez Twórców, a jeszcze częściej przez odbiorców. Moją przygodę z tym Panem zaczęłam od złej – z punktu widzenia książkoholika – strony, ponieważ od filmów. Najpierw zaciekawił mnie film z 2002, później z 2009, a ostatnio z 2018. Prawdopodobnie na szczęście dla moich oczu nie wciągnęłam się w serial, który podobno mówiąc kolokwialnie \”rozwala system\”, ale wcale nie mówię, że nie sięgnę po niego najbliższej jesieni.
Wróćmy jednak do książek. Sir Arthur Conan Doyle stworzył opowieść, którą nie tylko czyta się dobrze, ale nie traci na swojej autentyczności od wielu, wielu lat. Doczekała się ona wielu wydań, w różnych wydawnictwach na całym świecie, a jej nakłady stale się wyprzedają. To prawdziwy fenomen, że zauroczenie Detektywem wciąż trwa, a jego fala popularności nie słabnie! I nie dziwię się, ponieważ są to książki, które wciągają od pierwszej do ostatniej strony. I pewnie niektórych może lekko denerwować wszechwiedza Sherlocka i jego tok rozumowania, którym nie powstydziłby się sam Bóg, ale jego postać w swojej przenikliwości jest urocza i na tyle charakterystyczna, że teraz każdego bohatera śledczego porównuje się do właśnie Sherlocka – toposu detektywa. Ikony.
I właśnie dzięki tej charyzmie, którą udało się uchwycić Doyle?owi, biegniemy za Sherlockiem, próbując nadążyć za jego rozumowaniem, choć z góry jesteśmy skazani na porażkę. Czytamy \”Studium w szkarłacie\”, \”Znak czterech\” i \”Psa Baskerville\’ów\” i wsiąkamy w stary, londyński świat. Jego atmosferę, mglistą deszczową pogodę. Mężczyzn z cylindrami na głowie. Chłód starych, niegościnnych posiadłości i zapach cygar.
Pełno tu tajemnicy, krwi i niebezpieczeństw. Autor rozwija swój kunszt pisarski powoli, ale mimo lekkich zmian w konstrukcji, język pozostaje przejrzysty i łatwy w odbiorze. Część trzecia, czyli \”Pies Baskervill\’ów\” jest moją ulubioną, bo wreszcie Detektyw musi wykazać więcej cierpliwości i wysiłku, żeby sprawę rozwiązać.
No i jest wreszcie Dr Watson. Nasz kochany, poczciwy Watson, bez którego historia byłaby zapewne trudna do przyswojenia. A to dlatego, że Watson uosabia nas samych. Patrzy na Sherlocka, na jego butę, pyszałkowatość i to jakże wygórowane poczucie własnej wartości i ma ochotę strzelić go w łeb. Ale nie robi tego, tak jak i my nie rzucamy książki w kąt, tylko trwamy z historią do końca, ponieważ jesteśmy jednocześnie zafascynowani Sherlockiem, bo stanie w jego otoczeniu to jak oglądanie mędrca z jego szkiełkiem i okiem.
Książki są więc klasyką gatunku. A KLASYKĄ nic nie staje się z dnia na dzień. Historia broni się sama, więc moje polecenie jest bezsensowne.
Sylwia Czekańska