Każdy natrafia czasem na książki, filmy czy wydarzenia w życiu, o których trudno mu cokolwiek powiedzieć, a co do których miał duże oczekiwania. Nie inaczej było, gdy decydowałam się na sięgnięcie po książkę Artura Conana Doyle?a pt. \”Przygody brygadiera Gerarda\”. Być może postawiłam poprzeczkę zbyt wysoko po lekturze książek o Sherlocku Holmesie. Być może przyzwyczaiłam się do nieco inaczej myślących bohaterów i odmiennego świata. Być może epoka napoleońska to po prostu nie ?moje czasy?.
\”Przygody brygadiera Gerarda\” przedstawiają tytułowego żołnierza wojsk cesarskich o samoocenie trzykrotnie większej niż jego szabla i skromności mniejszej niż ziarnko grochu. Prowadzi nas on przez kolejne napoleońskie bitwy, wojny i ogromne kampanie, lawirując korytarzami historii z płynnością, finezją i wyczuciem, jakie mało kiedy można spotkać.
Zaczynając lekturę, spodziewałam się narracji trzecioosobowej i przez to lekkiego zdystansowania narratora do bohaterów i postaci. Ku mojemu zaskoczeniu, zostałam wrzucona w głąb myśli brygadzisty i postawiona jako aktywny świadek jego kolejnych poczynań. Chociaż tak naprawdę można by to nazwać swego rodzaju opowieścią, jakiej wieczorami chętnie słucha się od rodziców i dziadków na temat dawnych czasów. Gawędą,
Etienne Gerard jest żołnierzem wojsk napoleońskich, najlepszym szermierzem w całej Francji, największym uwodzicielem niewinnych dam, najprzystojniejszym brygadzistą, najwyśmienitszym kochankiem i najbardziej męskim wojem. Po prawdzie jednak wymieniłby tych epitetów znacznie więcej, gdyby tylko pozwoliła mu na to niezwykła skromność. Oj tak, drogi Czytelniku, jeśli oczekujesz bohatera, który nie będzie co chwila przypominał o swych wszystkich (nieraz wątpliwych) zaletach, to źle trafiłeś. Jeśli jednak podoba Ci się pomysł na taki puszczony bocznym korytarzem humor (bez rewelacji i efektu opadającej szczęki z rechotem jednocześnie, ale jest lekko i momentami zabawnie, co wiele dodaje tej narracji), to jestem niemal pewna, że Artur Conan Doyle z powodzeniem wciągnie Cię w świat epoki napoleońskiej. Ba! Pewnie nawet nie zauważysz, kiedy to nastąpi.
Na koniec pragnę dodać, że w środku znajdziesz nie tylko tekst, ale także ilustracje autorstwa W.B. Wollena – nie ma ich zbyt dużo, niemniej zostały całkiem trafnie dobrane do treści. Tym bardziej przyciągają więc wzrok, gdy trafimy na nie podczas standardowego obejścia okolicznych księgarń w poszukiwaniu nowych tytułów do czytania. Ta historia Doyle?a nie zachwyca tak jak cykl o Holmesie, ale widać kunszt autora i trudno mu się oprzeć.
Natalia Pych