Romans i powieści erotyczne mają tendencję wpadać w schemat, a co gorsza banał. Po przeczytaniu kilkunastu książek z tej kategorii znalezienie czegoś oryginalnego robi się prawdziwym wyzwaniem. \”Mieszkając z wrogiem\” zapowiadało się na ciekawą lekturę, czy sprostało moim oczekiwaniom?
Amelia właśnie odziedziczyła połowę domku po swojej babci. Komu przypadła druga część? Jej przyjacielowi z dzieciństwa, Justinowi. Gdyby to było kilkanaście lat temu, nie byłoby problemu, ale ich drogi rozeszły się w nieprzyjemnych okolicznościach. Z przyjaźni nic nie zostało, zastąpiła ją wrogość i wzajemne uprzedzenia. Czy Amelia będzie w stanie wybaczyć Justinowi? Czy wróci więź łącząca ich wcześniej?
Na samym początku warto podkreślić, że tytuł tej powieści jest mocno na wyrost. Z Justina żaden wróg, a parę pyskówek to jeszcze nie wojna. Za dużo w tej nazwie przesady, by można było stwierdzić, że dobrze oddaje treść. Resztą relacje między bohaterami mocno ewoluują i sprawa szybko przestaje mieć rację bytu.
Skoro już mowa o zmianach, to i tutaj wydaje mi się, że autorka mocno przegięła. To jak bohater zachowuje się na początku, a końcu, to różnica przeogromna, nie do końca uzasadniona fabularnie. Sama akcja zaś toczy się w sposób przewidywalny, aż do bólu zębów. Naprawdę ciężko mówić o jakichkolwiek ciekawych zwrotach akcji, w sumie zaskoczył mnie tylko jeden wątek. Zaś pozostałe tworzą opowieść wręcz przesadnie ugładzoną, jakby autorka nie chciała, by w historii pojawiło się cokolwiek nieetycznego. Historia ma za dużo zbiegów okoliczności, które pchają ją w typowym kierunku.
Schematem wieje również od scen erotycznych, opisy są raczej sztampowe, a dobór słownictwa średnio udany. Ogólnie rozumiem, że niektórzy mówią do siebie wulgaryzmami, pasuje to zwłaszcza do historii o agresywnych mężczyznach, mafii itp. Jednak podobne zwroty występują praktycznie wszędzie, również podczas czułych schadzek. Nie wiem, czy jest to kwestia tłumaczenia, ale tym razem miłosny język średnio mi pasował.
Na plus można za to uznać lekką narrację, książkę, całe szczęście, czyta się bardzo szybko. Nie jest to jakaś interesująca historia, bardziej niegrzeczny Harlequin, tytuł do relaksu i odstresowania, który nie zostanie na długo w pamięci.
Dominika Róg-Górecka