Co byście powiedzieli, gdyby nagle, z dnia na dzień, okazało się, że wasze dotychczasowe życie jest jakby nie wasze? Ludzie, których mieliście za krewnych, nie są żadną rodziną, a porywaczami, a całe, misternie splatane dorastanie jest podszyte kłamstwem?
Gdy trzydziestoletnia Kimberly, mieszkanka Australii, spotyka Stuarta Wenta, od razu, podświadomie wie, że rewelacje, którymi ten ją zarzuca, muszą być prawdą. To znaczy generalnie można by się jeszcze połudzić i poszukać dziury w całym, ale zbyt wiele detali się zgadza, aby definitywnie te teorie odrzucić. Stuart oznajmia Kim, że jest jej bratem, że przed laty ona, jako dwulatka zaginęła i że ma na potwierdzenie tego solidne dowody. Co na to Kim? Nie ma wyjścia. Znajduje się w takim punkcie, że nie może porzucić możliwości odkrycia prawdy. Jedzie zatem do Ameryki, by zgłębić wszystkie mroczne sekrety swojej biologicznej rodziny.
Autor Dziecka znikąd, budując fabułę, zastosował ciekawy zabieg. Już na początku książki dowiadujemy się, że to, co spotkało główną bohaterkę, jest prawdą. Dowody zebrane przez Stuarta nie pozostawiają wątpliwości. Nie wiemy natomiast, kto był sprawcą i jaki miał motyw i to na tym skupia się fabuła powieści.
Narracja jest prowadzona na dwóch płaszczyznach; wtedy i teraz.
W rozdziałach zatytułowanych Wtedy obserwujemy losy bardzo intrygującej społeczności. Są to członkowie wspólnoty Kościoła Wewnętrznej Światłości. Prowadzą oni skromne i dość rygorystyczne życie i nie byłoby w tym nic dziwnego ani złego, gdyby nie węże. No właśnie. O co chodzi z wężami, nie zdradzę, powiem tylko, że motyw ten zasadniczo wiąże się z całą sprawą zniknięcia Kim.
Rozdziały pt. Teraz zabierają Kim, a nas razem z nią, do przeszłości, w której żyła przez chwilę jako mała dziewczynka. Bohaterka spotyka się z rodzicami, rodzeństwem, jednocześnie próbując dociec, co tak naprawdę stało się tamtego dnia, lub w dniach go poprzedzających. Szybko przekonujemy się, że nic tu nie jest takie, jakie się na pozór wydaje i że pod płaszczykiem pobożności kryją się ślepy, bezkrytyczny fanatyzm i okrucieństwo zdolne doprowadzić do śmierci.
To dlatego, choć historia o samym porwaniu może być dość banalna, Dziecko znikąd okazuje się świetną lekturą, głównie dzięki intrygująco nakreślonej społeczności i jej wzajemnym powiązaniom.
Dziecko znikąd to bardzo dobry i wciągający od pierwszej strony thriller. Narracja jest tak lekko i sprawnie poprowadzona, że książkę właściwie czyta się jednym tchem. Powieść nie nuży, mile zaskakuje i wciąż dzieje się coś, co przykuwa uwagę czytelnika. Polecam miłośnikom historii z dreszczykiem.
Edyta Gełdon