Przez ponad 20 lat mieszkałam nad morzem. Widziałam sztormy i flauty. Zimą o brzeg uderzała kra, a nabrzeże pokrywała gruba warstwa lodu z niezwykle fantazyjnymi naciekami. Widziałam kurty wypływające na połów i wracające z ładowniami pełnymi flądry. Kilka kutrów nie wróciło a rybacy pozostali na wiecznym łowisku.
Dlaczego o tym piszę? Bo gdy zobaczyłam \”Sztormowe ptaki\”, wiedziałam, że chcę tę książkę przeczytać, zobaczyć żywioł oczami rybaków. Czy warto było sięgnąć?
\”Sztormowe ptaki\” Einara Karasona to beletryzowana opowieść o zmaganiach islandzkiego trawlera Mewa z morzem, lodowatym wiatrem i sztormem w czasie zimowych połowów w okolicach Nowej Fundlandii.
Bohaterem tej opowieści jest dziewiętnastoletni Larus. Majtek okrętowy. To z jego perspektywy obserwujemy pracę na statku. Bohater zagląda do każdego pomieszczenia i barwnie opowiada o zwyczajach panujących maszynowni, pracy w ładowni, pokazuje krzątaninę kuków czuwających nad tym, by nigdy nie brakowało gorącej kawy i mięsa. Pełniąc wachty przy kole sterowym obserwuje kapitana i oficerów. W chwilach retrospekcji dowiadujemy się szczegółów z życia bosmana oraz samego Larusa. Są to jednak ledwie niewielkie wycinki, bo najważniejsze jest to, co dzieje się na morzu.
Czytając opis na skrzydełkach obawiałam się, czy książka nie okaże się dla mnie zbyt drastyczna, a opisy nadmiernie naturalistyczne. Na szczęście pisarz uniknął epatowania krwią, choć w trakcie sztormu doszło do wypadku, a część załogi ze zmęczenia zaczęła wariować.
Fabuła powieści mieści się w zaledwie kilku dniach od wyruszenia Mewy na połowy, przez pobyt na łowisku i dramatyczne zmagania ze sztormem, po powrót do portu. Opisy pracy poszczególnych marynarzy i ich przeżycia są niezwykle sugestywne, ale jak już wspomniałam nie odpychająco naturalistyczne. Pokazana jest groza i piękno oceanu, ale bez zbędnego patosu. Tematyką i obrazowaniem przypomina nieco powieści Jacka Londona.
Podsumowując: ta niewielkich rozmiarów powieść porusza do głębi, ukazując niebezpieczeństwa czyhające na rybaków w czasie pracy i choć opisuje wydarzenia z końca lat pięćdziesiątych, to pozwala odczuć, to co czują ludzie morza w obliczu niebezpieczeństwa, a te mimo upływu lat i postępu technicznego wcale nie są mniejsze, o czym przekonuje tegoroczna tragedia na Bałtyku, gdy kuter rybacki z Mrzeżyna nie wrócił do portu, a rodziny przez kilka dni żyły niknącą nadzieją na powrót bliskich do domów.
Anna Kruczkowska