Ewa jest świetna w swojej pracy. Podnosi poprzeczki, sama je pokonuje i podnosi jeszcze raz. Płaci za sukces bezosobowym mieszkaniem, w którym tylko sypia, zerowym życiem uczuciowym i kompletnym brakiem czasu. Ale cóż to dla idealnej kobiety? Jednak, gdy nadchodzi czas świąt, postanawia wyjechać do rodziców, odciąć się i pomyśleć.
Założenie było proste, wykonanie, jak to w życiu, trochę gorsze. A to za sprawą brata Ewy, Adama, który dosłownie bierze tradycję i sprowadza do domu zbłąkanego wędrowca. Bruno, kompletnie wyluzowany, choć ewidentnie na życiowym zakręcie, zaczyna od progu niemalże Ewę uwodzić. Uwodzić bezczelnie, z pewnością siebie tak wielką, że może płynąć tylko z kompletnego nieprzejmowania się opinią innych ludzi. Oczywiście Ewa od początku waha się, czy dać mu w pysk, czy obdarować gorącym buziakiem. I o ile Bruno jest, jaki jest, konkretny, doskonale zdający sobie sprawę ze swoich potrzeb, wad i zalet, to Ewa jest… Nijaka, straszna. Przez całą książkę nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to nie jest trzydziestoletnia kobieta radząca sobie z najbardziej wymagającymi zadaniami w pracy, a niedojrzała dziewczynka. I to nie tak, że jej nie lubiłam, jest wykreowana na infantylną, niezdecydowaną i kompletnie nieudolną życiowo smarkulę. Gdzieś po drodze ona sama przyznaje, że jest niedojrzała, ale mojego stosunku do niej to nie poprawiło. Lubiłam ją, ale do zachwytu i miana przyjaciółki z sąsiedztwa było nam daleko.
Rzadko czytam książki erotyczne, bo mnie nie bawią. Bo nie oszukujmy się, tu święta są potraktowane raczej marginalnie i jako tło, cała akcja rozgrywa się na zupełnie innym poziomie. Na szczęście sceny miłosne, choć występują często, nie są mega rozbudowane. Dla mnie to plus, bo te opisy na parę stron mnie zwyczajnie nudzą. Tu znudzić się nie zdążyłam i choć zdecydowanie nie było romantycznie i delikatnie, mnie się podobało. Autorka sprytnie lawiruje między rozumem, a uczuciami, między pożądaniem, nienawiścią i tym, co zostało w głowach zakodowane kulturowo.
Nie można tu nie wspomnieć o punkcie widzenia Bruna. Tak, jest też akcja od jego strony, w postaci listów. Listów do kobiety. Kompletny mętlik w głowie. Przy czym nie ma to wpływu na lubienie Bruna. Jego się przyjmuje całego, ma jasno określone zasady, zachowuje się według określonych reguł i jego się albo lubi, albo nie. Żadna z informacji, które wypływają z czasem nie miała u mnie na to wpływu. Natomiast ma wpływ na postrzeganie Ewy, bo dla mnie była, jak chorągiewka na wietrze i z każdą stroną coraz bardziej mnie wkurzała.
Niestety jest w książce coś, co mnie rozczarowało. Wątek z pijącą matką Ewy został na początku mocno zarysowany i kompletnie zmarnowany. Krótkie wzmianki, lekki niepokój pokazują, że autorka gdzieś tam o tym pamiętała, ale uważam, że mogła to bardziej rozwinąć i pociągnąć. A tak, zarówno matka i jej problem, jak i ojciec i jego kryzys wieku średniego stali się kolejnym tłem dla tego, co się działo wokół Bruna i Ewy.
Wszystko, czego pragnę w te święta to nie tylko opowieść o niepozornej dziewczynie, wprowadzanej w inny świat przez mega faceta. Znajdziemy tu tajemnicę, trochę kryminału, spojrzenie na pracę w korporacji, jakby od środka, bez owijania w złoty papierek i lukrowania, cenę za sukces i prawdziwe życiowe dramaty. Naprawdę polecam.
I jeszcze na koniec. Kim, do diabła, jest Adam?!
Katarzyna Boroń