O Marku Kamińskim usłyszałam, gdy zdobywał bieguny i mówiła o nim cała Polska. Przejście bezkresnej bieli wydawało mi się tak abstrakcyjne, jak lot w kosmos. Leszek Cichy był dla mnie postacią zupełnie nieznaną, chociaż czytałam biografie kilku himalaistów. Reklama Trzech biegunów wpadła mi w oko, bo z wiekiem coraz bardziej kocham zimę. Marzę o wjeździe na Biegun, co nigdy się pewnie nie spełni, tak jak nigdy nie stanę na dachu świata. No bywa. Lubię jednak czytać takie książki, z bohaterami pokonywać przeciwności, patrzeć na ludzi, którzy mają odwagę nie tylko marzyć, ale walczą o to, co tam wymyślili. Ta książka jest właśnie ilustracją takiej postawy.
Wbrew tytułowi, nie jest to książka opowiadająca o jednej wspólnej wyprawie, czy większym wspólnym projekcie, ta książka to przede wszystkim autobiograficzne opowieści. Obu podróżników łączy kilka wątków, obaj pochodzili z rodzin, w których nie było tradycji podróżniczych, pochodzili z małych miejscowości, wcześnie pojawiła się u nich ciekawość świata, którą zaczęli rozwijać, zachęcani przez rodziców. Marek Kamiński od najmłodszych lat prowadził życie Wagabundy, często się przeprowadzał z matką, a później sam zaczął wymyślać różne koncepcje, a rodzice się nie sprzeciwiali i wspierali syna, w pomysłach, za które u mnie na wsi dostałabym szlaban. Leszek Cichy przeciwnie, grzecznie się uczył, dopiero na studiach zaczął przygodę z Klubem Wspinaczkowym i tak zaczęła się jego przygoda, szybko się wkręcił w temat, zaczął organizować wyprawy. Po kilku latach Leszek Cichy zwróci się o pomoc do Marka Kamińskiego, który miał doświadczenie z Biegunem Południowym, by pomógł mu zdobyć najwyższy szczyt Antarktydy. To jest pretekst, by przedstawić historię ich obu.
Przyznam się, że nastawiłam się na opowieść o zdobywaniu tych tytułowych Biegunów, tymczasem dostałam obszerną autobiograficzną opowieść o dwójce mężczyzn, pełnych pasji. Dziś, gdy wystarczy wskoczyć do autokaru i można pojechać na drugi koniec Europy, te czasy paszportów, wiz, celników wydają się abstrakcją, a to całe załatwianie, szmuglowanie to wydaje się przeszkodą nie do pokonania. Tymczasem przykład tej dwójki pokazuje, że chcieć to móc. Podziwiam takich ludzi, bo sama jestem i tchórzliwa i leniwa, a tutaj mogłam obcować z prawdziwą pasją. Książka jest napisana bardzo lekko, chociaż przyznam, że bardziej podobała mi się narracja Leszka Cichego. Każdy fragment był bogato ilustrowany zdjęciami, co pozwala wizualizować to, o czym czytamy. Jeśli ktoś lubi górską, podróżniczą tematykę, powinien zwrócić na tę książkę uwagę – bezwzględnie!
Katarzyna Mastalerczyk