Do przeczytania książki zachęciła mnie okładka. Przeważa tu kolorystyka ciemna, ponura, jednak najważniejszy akcent, to kwiat róży – delikatny, w jasnym pastelowym kolorze, odcieniu pudrowego różu, niezwykle zmysłowy, niczym zwiastun dobrych wiadomości…
Julia, po rozstaniu z narzeczonym próbuje na nowo poukładać sobie życie. Pracuje w niewielkim kantorze, którego właścicielka non stop wykorzystuje dziewczynę. Niestety przeszłość ma to do siebie, że potrafi wlec się za nami, jak cień. Mariusz, jej były narzeczony, zapewnia wciąż zauroczoną nim kobietę, że przeszedł wewnętrzną metamorfozę, zerwał z nałogiem alkoholowym i jest już zupełnie innym człowiekiem. Widząc, jak bardzo się stara, Julia postanawia dać mu szansę. Sama się oszukiwała, twierdząc, że nic już nie czuje do tego mężczyzny. Skacze na głęboką wodę i wyjeżdża z nim do Wielkiej Brytanii. Czy faktycznie zawsze warto słuchać głosu serca?
Jest to powieść, którą czytałam jednym tchem, zarwałam nawet noc na jej doczytywanie. Czytając o gehennie bohaterki, widziałam oczyma wyobraźni siebie na jej miejscu. Bardzo łatwo było mi się wczuć w opisywane sytuacje. Autorka porusza ważny temat – emigracji zarobkowej. Niekiedy zazdrościmy osobom wyjeżdżającym \”za chlebem\” wysokich zarobków. Tymczasem rzeczywistość wcale nie jest różowa. Emigranci mają swoje uczucia, rodziny, które zostawili w kraju, za którymi tęsknią, a często idealizowana praca także nie jest łatwa, przyjemna i dobrze płatna. Jestem osobą uczuciową, wrażliwą i bardzo było mi żal Julii, że los ciągle rzucał jej kłody pod nogi, wystawiał na nieustanne próby. Jestem pod wrażeniem siły jej charakteru, jej niezłomności, niejedna kobieta (w tym ja) mogłaby jej tego zazdrościć. Julia ewidentnie nie należy do słabych sierotek. Ona jednak też potrzebowała czasem pomocy. Moją sympatię zyskał także Mateusz, nowy przyjaciel. Połączyła ich wyjątkowa, niemal braterska więź.
To powieść o tym, że najgorszej czarnej dziury da się wyjść, że po burzy musi wyjść słońce, tak, jak po zimie nadchodzi wiosna. Przywraca wiarę w ludzi, którzy często pełnią funkcję naszych aniołów na ziemi. Mówi, że warto doceniać drobne gesty, jak choćby uśmiech drugiej osoby.
Zakończenie trochę mnie zaskoczyło. Początkowo bieg wydarzeń nieco mnie rozczarował, ale potem, na ostatnich stronach dostałam jednak coś na osłodę. Zakończenie było niebanalne i nieoczywiste. Podoba mi się też, że nie była to opowieść przelukrowana, ale pełna trudnych obserwacji codziennego życia na obczyźnie, gorzkich rozczarowań miłosnych i nie tylko. Plusem jest też język autorki, żywy, dynamiczny, nie było przegadane. Fajnie zostały opisane realia życia w Wielkiej Brytanii, praca w tym kraju – opisy były szczegółowe, widać, że autorka wie, o czym pisze.
Książka poruszyła we mnie najróżniejsze emocje, nawet współodczuwałam z bohaterką. Moim zdaniem, jeśli książka tak bardzo porusza, jest warta przeczytania. Optymistyczna opowieść o tym, że warto dążyć do realizacji swoich marzeń, nawet gdy droga do nich jest usłana cierniami.
Monika Bednarska