Maya Flowers widzi w pociągu mężczyznę i od razu wie, że to Ten Jedyny. Niestety, on nie podziela jej uczuć, przynajmniej w jej mniemaniu, bo w żaden sposób nie daje jej tego odczuć. Jak zdobyć miłość życia w pociągu, który codziennie zawozi oboje do Londynu, ale w którym nikt z nikim nie rozmawia? Maya decyduje się na liścik i…
To dopiero początek romantycznej historii o miłości od pierwszego wejrzenia, o zakochaniu w obcym mężczyźnie i o walce z sobą, by dać szansę temu uczuciu. Historii opisanej lekko, troszkę z przymrużeniem oka, trochę z dystansem, no bo któż zakochuje się w obcej osobie i nosi w sobie to uczucie tak długo, jak Maya do Jamesa? Myli się jednak ten, kto sądzi, że opowieść jest nudna i infantylna. Owszem, Maya sporo mówi o swej niespełnionej miłości, ale oprócz tego widzimy trafną i bezwzględną analizę jej miejsca pracy. Na naszych oczach jej forma z tej, która dyktowała styl, ale robiła to w ludzki sposób i chciało się tam pracować przeistacza się w potwora, którego można jedynie zabić śmiechem. Maya ma również życie poza pracą, które wciąga ją i nie pozwala zatracić się we własnej nieumiejętności nawiązania kontaktu. Szeroki wachlarz znajomych i przyjaciół, świetnie wykreowanych, bardzo dobrze pokazanych, zarówno tych dobrych, jak i fałszywych daje tło tej historii i dzięki temu nie jest mdła. Nie bez znaczenia ma też fakt, że poznajemy też życie Jamesa, a więc nie jest on tylko nieznajomym z pociągu, a staje się prawdziwym mężczyznom, z kłopotami, problemami i marzeniami.
Stacja miłość to również książka o marzeniach i obawach przed ich spełnieniem. Oczywiście, największym marzeniem Mai jest porozmawiać z Tym Jedynym, a potem wieść z nim spokojne życie. Ale oprócz tego jest jej praca, w której marzy o czymś więcej, choć zdecydowanie nie jest to awans, który wszyscy jej proponują. Dopiero uwolnienie emocji, powiedzenie dość sytuacji, która krzywdziła ją i innych wyzwala w niej nowe pokłady energii i szczęście. James z kolei marzy o byciu fotografem, o ujmowaniu chwili, uczuć na zdjęciu. Mówiąc szczerze, opisy tego, jako na patrzy przez obiektyw i co wtedy widzi, urzekły mnie. Tam w każdym zdaniu widać było pasję, zaangażowanie i specjalny dar. Dzięki temu polubiłam Jamesa, choć początkowo zdawał mi się nijaki, stłamszony i nie zdolny do podjęcia decyzji, nie mówiąc już o ryzyku zmiany życia.
Dla mnie Stacja miłość to książka o dojrzewaniu do pewnych decyzji, o dostrzeganiu tego, że czasem warto zaryzykować, bo nic złego się nie stanie. Tu decyzja i wahanie przed nią łączą się z przemijaniem, to ono jest w życiu najgorsze i tylko to, że stracimy szansę, że nie wykorzystamy życia może być w nim złe. Nie są złe odmowy, porażki, jeśli tylko się próbuje. Bohaterowie książki postawili wszystko na jedną kartę, zmieniając tym samym swoje życie. I już tą decyzją wygrali spokój, poczucie zrobienia tego, co należało. A czy wygrali coś jeszcze? Przeczytajcie, a się dowiecie. Ja polecam jako książkę z bardzo pozytywnym przesłaniem, która zatrzyma was w pędzie i pozwoli odetchnąć, pomyśleć, a może po prostu odpocząć. A jeśli uznacie, że historia jest uwspółcześnioną wersją o księżniczce czekającej na księcia i że takie rzeczy tylko w bajkach to musicie wiedzieć, że autorka przeżyła taką właśnie bajkę. Bo Stacja miłość zdarzyła się naprawdę.
Katarzyna Boroń