Żeby wyleczyć się z traumy potrzeba lat. Może są ludzie, których w szkole nauczono obcowania z poezją, ja pamiętam liceum i wiersze, ich analizowanie jako traumę, ostatni raz przed maturą zachwycałam się słowem w gimnazjum, ale miałam wspaniałą polonistkę. A później, t trafianie w klucz, analizowanie przecinka, koloru, doszukiwanie się nawiązani. Brr no strasznie, później długo nie sięgałam po poezję, wszystkie tomiki, jakie miałam, trafiły do tylnych rzędów najwyższych półek, aż w końcu znowu przeczytałam wiersz, który przywołał obraz i mnie zachwycił. Piękna sprawa. Wierszami świetnie się myśli, poetyckie bezokoliczniki genialnie oddają stan ducha. O Zuzannie Ginczance nie słyszałam do tej pory, trafiła do mnie chyba zrządzeniem losu. Ostatnio oglądałam serial i tam Ginczankę nazwano poetką lwowską, to mi zazgrzytało (słusznie!) i uznałam, że to jest ten czas, pora by zdjąć ten opasły tom z półki i poczytać.
Zuzanna Ginczanka. Poezje zebrane (1931-1944) to księga przygotowana przez Izoldę Kiec, badaczkę tej kresowej poetki, która szybko związała się z warszawskim środowiskiem i była podobno bardzo promowana przez Tuwima, ale nigdy nie była poetką lwowską, Lwów to tylko epizod w jej życiu, jak wielu warszawskich poetów uciekła w \’39 roku do Lwowa, pisywała do Czerwonego Sztandaru, aż w końcu została wydana przez ukrywającą ją gospodynię, wspomina ją zresztą w jednym ze swych ostatnich wierszy, co kobieta przypłaciła powojennym wyrokiem. Życie Ginczanki skończyło się prędko, w Płaszowie. Ta książka to z jednej strony wszystkie jej wiersze, jednakowo te z gazetek szkolnych, periodyków, do których pisała jako niemalże dziecko, do wierszy z okresu dojrzałości twórczej, gdy jej poetycki talent rozkwitał, by tak szybko zniszczył je przymrozek śmierci. Piękna poetycka dusza, kobieta, która była wierszem, nie bała się żadnego tematu i czarowała słowem. Umiała też rozbawić, bo w książce znajdziemy też jej satyry, wiersze z przymrużeniem oka. Oj zaznaczyłam wiele fragmentów, mam marginesy upstrzone zakładkami.
Bezdyskusyjną zaletą tej książki, że wiersze są połączone z opracowaniem, mamy dwa w jednym, biografię i poezję. Ponieważ czasy się zmieniły i ludzie, którzy czytają wiersze, nie mają klasycznego wykształcenia, a takowym dysponowali czytelnicy sprzed jedenastu dekad, to autorka przezornie wyjaśnia, czy to, kim była Junona, co to centaur, albo o co chodzi z Pieśnią nad pieśniami, przytaczane są również wiersze polemiki, reakcje na utwory Ginczanki. Wspaniała pozycja. Moim zdaniem warto mieć w zasięgu ręki i sięgać w razie potrzeby, gdy bycie nas zmęczy.
Katarzyna Mastalerczyk