Medvid jest wojem na dworze władcy, choć daleko mu do nowej, chrześcijańskiej wiary, bliżej mu do księżnej, dlatego jeszcze nie poszedł w knieję.
Osmund jest chrześcijańskim rycerzem, na służbie biskupa i Boga, owładnięty modlitwą i wiarą w to, że stary porządek nie tyle nie powinien istnieć, ale jest tylko wymysłem.
A Gosława jest wiedźmą. Z kotem, domem na kurzych nogach i miotłą, jako środkiem transportu.
I właśnie tę trójce, no dobrze, piątkę, bo trzeba jeszcze policzyć wiedźmiego kota i skrzata domowego, Marcin Mortka wysyła na ratunek Gnieznu, które z całym dworem zostało zabrane. Właśnie. Dokąd? Tego muszą się dowiedzieć bohaterowie, choć każdy ma swoje podejrzenia i każdy inne powody, by ratować zaginionych. Świetnie się bawiłam patrząc na zmiany, jakie zachodzą w każdym z uczestników wyprawy, na ich relacje z otoczeniem i reakcje na świat. Autorowi nie brakuje poczucia humoru i to jest kolejna mocna strona tej książki. Owszem, zdarzają się patetyczne przemowy, głównie Osmundowi, ale jedno zdanie komentarza, czasem nawet jedno słowo, rozładowuje napięcie i pokazuje inną stronę medalu. Zderzenie takich charakterów było najlepszym posunięciem z możliwych, by stworzyć książkę, która spodoba się nie tylko wielbicielom autora, ale również tym, którzy jego twórczości jeszcze nie znają. Myślę, że to dobry początek, by zacząć Mortkę uwielbiać.
Świetna kreacja bohaterów, starcie ich charakterów, poglądów i motywacji sprawia, że Żółte ślepia czyta się błyskawicznie, a do tego każdy znajdzie kogoś do uwielbiania. Ja do tej pory mam problem, czy wolę Gosławę, czy skrzata, bo oboje są świetni, ale do wiedźmy mi jednak bliżej. A oprócz znakomicie opisanych postaci mamy wspaniałą fabułę. Polityczna intryga wpisana w historyczne ramy i wymieszana z dawnymi bajaniami i wierzeniami tworzy mieszankę wybuchową. W kwestii rodzimych potworów, stworzeń mniej lub bardziej przyjacielskich i wymyślonych nie ustępujemy nikomu, a autor pokazuje to z właściwym sobie rozmachem. Przeciąga czytelnika przez świat dawnych bajań zostawiając ogromny niedosyt i milion pytań, co jest prawdą, bo wymysłem bajarza, a co być może kiedyś naprawdę się działo, choć przez historię zostało zapomniane jako niegodne kraju chrześcijańskiego. Wszystko zgrabnie skonstruowane tworzy spójną całość z elementami grozy wywołanymi przez wtrącone przywidzenia i koszmary senne.
To kolejna książka autora, którą miałam niewątpliwą przyjemność czytać. Każda inna, z innego rodzaju, każda świetna. Mortka to po prostu Mortka, jego się nie poleca – jego czyta się w ciemno.
Katarzyna Boroń