Uwielbiam kalendarze. Nie wiem, jak nazywa się ta choroba, przez którą nagminnie kupuje się artykuły papiernicze, ale na pewno ją mam . I kupuję nie tylko kalendarze, chociaż te upodobałam sobie wyjątkowo. Każdego roku mam kilka (a ostatecznie i tak używam aplikacji w telefonie, bo szkoda mi \”pobrudzić\” moim brzydkim pismem tych małych dzieł sztuki). Czy jestem normalna? Raczej nie. Kiedy dowiedziałam się, że wychodzi kalendarz inny od wszystkich, jakiego jeszcze nie widziałam to było niemal pewne że muszę go mieć. I mam. A tym kalendarzem jest \”Smart sexy. Kalendarz na 2020\” od Karoliny Cwalina.
Ok, więc bez oszustw. Co po pierwsze jest kluczowe w kalendarzu? Tak na pierwszy rzut oka oczywiście… WYGLĄD. Bo kto by chciał mieć brzydki kalendarz! A \”Smart sexy\” to miód na oczy. Różowo-granatowy (nie lubię różowego, ale tutaj mi się podoba), minimalistyczny ze zdobieniami! Ciekawa tekstura okładki, twarda, więc bezpieczna do transportu i elegancka.
Jeśli chodzi o środek to podoba mi się równomierność rozłożenia miejsca na własne notatki. Graficznie jest to duży plus, ponieważ ewidentnie pobawiono się tutaj formą. Niektóre rzeczy możemy zanotować na kartkach w linie. Inne w kratkach. Są strony z podzieleniem na poszczególne dni, ale też takie, gdzie cały miesiąc znalazł się w jednym miejscu. A pro po miesiąca to każdy z nich oddzielony jest taką jakby zakładką z ciekawą myślą przewodnią, która ma pozytywnie wpływać i motywować.
Teraz minusy. Sexy kalendarz jest dla mnie trochę za mało sexy. Niestety, ale liczyłam, że będzie bardziej wyjątkowy, ale jego środek nie różni się aż tak bardzo od innych. Motywujące cytaty – ok, rady – ok, najważniejsze wydarzenia – ok, ale gdzie w tym kobieta? Gdzie seksowność. Ogólnie… rozumiecie o co mi chodzi?
Coś co dla jednych może być wadą, dla innych zaletą, a dla mnie raz jest takie, a raz inne czyli format. A5 to format dobry, jeśli korzystamy z kalendarza stacjonarnie np. w firmie. Gorzej jak musimy go nosić, bo niby się mieści w torebce, ale jako, że jest dosyć gruby i ma twardą okładkę to robi się ciężki. Plus, bo nie musimy dziubdziać w środku, tylko możemy wyraźnie i swobodnie pisać, a minus to jednak zajmuje trochę miejsca.
Więcej kolorów! Marzyło mi się, widząc tę piękną okładkę, więcej kolorów, a tutaj niestety w większości mamy stonowanie, papier offsetowy i ogólnie taki trochę smutek w środku. Z drugiej strony, dzięki temu jest przejrzysty i nic nie rozprasza.
Oto taki słodko-gorzki kalendarz. Dobry, a jednak coś tam nie do końca mi pasuje. Jestem na tak i na nie równocześnie. Eh, bo kto by zrozumiał kobietę…
Sylwia Czekańska